Wpatrywałam się ciemność przed sobą. Kroki były coraz bliżej. Co mogłam zrobić? Niewiele myśląc, nakryłam się kołdrą i znieruchomiałam jak posąg. Jedyne, co mi przyszło do głowy, to właśnie udawać martwą... Zabawne? Nie w tej chwili...
Przerażona, nadsłuchiwałam. Usłyszałam skrzypienie podłogi, całkiem blisko mojej sypialni. Serce waliło mi tak szybko, że bałam się, że zaraz po prostu wyskoczy mi z piersi! Kto to? Ta niepewność była nie do zniesienia! Czułam się, jakbym była główną bohaterką horroru, która tylko czeka na to, aż ktoś ją dorwie i zabije... Exo, pomóżcie mi, jebal...
Zmęczona ciągłym strachem, przełknęłam łzy, wtulając twarz w puchatą poduszkę. Nie chciałam się rozklejać, ale tak bardzo się bałam. Tak wiem, niezły ze mnie tchórz, ale nic na to nie poradzę. Kto do cholery uczynił mnie królową na Exoplanet? Tak bardzo pragnęłam, by nagle ktoś mi pomógł, przytulił, obronił... Kris, Lay...Kai...ktokolwiek.
- Hana?Wstrzymałam oddech, słysząc znajomy głos, wołający moje imię. To nie były żadne omamy, prawda?
- Hana, jesteś tu? - wydawało mi się, że ten drugi głos również skądś znam.
Nie odezwałam się jednak. Nie potrafiłam. Głos uwiązł mi w gardle. A co, jeśli ten ktoś udaje? Podszywa się, by wzbudzić moje zaufanie i uśpić moją czujność?
Minęło kilka, długich sekund, w czasie których nie słyszałam kompletnie nic. I po chwili już wiedziałam, dlaczego, gdy nagle moja kryjówka została "podniesiona w górę".
- Hana! Dlaczego się nie odzywasz? Dlaczego nie otwierasz drzwi? Dlaczego nie odbierasz... - urwał wystraszony Baekhyun, widząc mnie w tym stanie. Coś zamigotało na zewnątrz, a po chwili również w sypialni było znów jasno. Dzięki temu, negatywne myśli nieco odeszły.
- W-wystraszyłeś mnie... - wybąkałam cicho, ukradkiem wycierając łzy. Nie chciałam, by je zauważył, choć wiedziałam, że było już za późno.
Szczerze? Cholernie mnie ulżyło, widząc go obok. Naprawdę rozważałam różne scenariusze, ale na szczęście wszystkie okazały się błędne. Poczułam wewnętrzną ulgę - nic mi już nie groziło.
Poczułam jak chłopak delikatnie ściąga ze mnie kołdrę - gdybym nie umarła ze strachu, to pewnie bym się pod nią udusiła. Usiadł na skraju mojego łóżka. Spojrzałam na niego słabo. Widziałam niepokój w jego oczach.
- Co się stało? - zapytał, przyglądając mi się. - Cała drżysz! - zauważył.
- Ani - zaprzeczyłam, spuszczając wzrok zażenowana.
Wtem usłyszałam głośny szczęk metalu, gdzieś w głębi mieszkania. Mimowolnie spięłam się odrobinę i poruszyłam niespokojnie, rzucając przerażone spojrzenie w tamtym kierunku. Baekhyun to zauważył. Jednak on nie przejął się tym tak bardzo jak ja. Jakby to nie zrobiło na nim żadnego wrażenia.
- To D.O - wyjaśnił, obserwując mnie uważnie. Widząc, że nie za bardzo zrozumiałam, dodał: - Naprawia zamek - i już wszystko było jasne. To Baekhyun i D.O dobijali się do moich drzwi. A ja głupia myślałam, że...
- Więc... - nagle zaczęłam układać fakty. - Więc, to ty pogasiłeś te światła na zewnątrz?
- A kto inny? - uśmiechnął się delikatnie. - Oczywiście, że ja!
- I to D.O rozwalił zamek?
- Dokładnie.
- Nie szybciej było się tu teleportować?
Mimo, iż czułam się fatalnie, rozmowa z Baekhyun'em wydała mi się nagle jakby balsamem dla oczu i ducha. Nie wiem, co tak na mnie działało: jego ciepłe, niemal szczenięce oczy czy po prostu on sam?
- Aniyo, nie mogliśmy tego zrobić.
- Wae?
- Zakazałaś tego Kai'owi, zapomniałaś? - przypomniał mi.
- Nie zakazałam - zmarszczyłam brwi. - Po prostu sam obiecał, że następnym razem wejdzie drzwiami jak na kulturalnego człowieka przystało...
Rozbawiłam go. Widziałam wesołe iskierki w jego oczach. Stłumił dziki chichot, który cisnął mu się na usta, by po chwili znów przybrać zmartwioną minę.
- Hana, co się dzieje?
- Nic - pokręciłam głową szybko. - Nic się nie dzieje...
- Przecież widzę...
- Zamek naprawiony, drzwi całe - usłyszałam cichy głos, a po chwili D.O pojawił się w pokoju.
Uśmiechnęłam się do niego niemrawo. Ten pomachał mi przyjacielsko, ale szybko zażegnał tej czynności, spoglądając to na mnie, to na Baekhyuna.
- Coś się stało? - zapytał, wytrzeszczając oczy.
- Kyungsoo...zadzwoń do Krisa-hyunga i powiedz mu, że wszystko jest w porządku, dobrze? - poprosił Baekhyun.
Przez moment zastanawiałam się głupio, do kogo on to w ogóle mówił, ale szybko zrozumiałam, że mówiąc Kyungsoo, miał na myśli właśnie D.O... Baekhyun spoglądał na niego wzrokiem, którego jakoś za nic nie mogłam rozszyfrować, ale wydawało mi się, że miało ono jakieś drugie dno.
- Arasso - D.O. pokiwał głową szybko. Zawahał się przez sekundę czy dwie, najwyraźniej chcąc coś dodać, ale nie zrobił tego. Zamiast tego, przygryzł wargę i zniknął z telefonem w dłoni. Zostaliśmy sami. Posłałam chłopakowi spojrzenie mówiące: "Po-co-kazałeś-mu-do-niego-dzwonić-ty-pabo?".
- Kris...pewnie świruje - prychnęłam, przypominając sobie jego ostatnia "akcję".
- Martwi się...jak my wszyscy - usprawiedliwił go.
- Nie jestem dzieckiem... - westchnęłam cicho.
- Nie, nie jesteś - zgodził się. - Ale bierzemy za ciebie odpowiedzialność, jesteś naszą królową...
- Myślałam, że to królowa jest odpowiedzialna za innych - jakoś ta ironia sama wypłynęła z moich ust. W porę zorientowałam się, co powiedziałam, więc zerknęłam na chłopaka skruszona. Baekhyun zastanowił się.
- Teoretycznie masz rację - zgodził się. - Ale nie w twoim przypadku - wygięłam usta. To miała być obelga czy komplement?
- Więc czemu ja? - jęknęłam. Zaczynałam się gubić. Przecież moja osoba kompletnie się do tego nie nadawała! Byłam słaba, gapowata...Porządni władcy tacy nie są!
- Szczerze? - zapytał, a ja pokiwałam głową, ciekawa odpowiedzi. - Nie wiem - i wielkie rozczarowanie. Byłam niemalże przekonana, że Baekhyun będzie znał odpowiedź...
- Jak to nie wiesz? - zirytowałam się odrobinkę. - Jakoś musiałam nią zostać, prawda? Kto mnie wybrał? Dlaczego?
Baekhyun przygryzł wagę, zerkając na mnie, jakby rozważał wszystkie za i przeciw, by mi o tym powiedzieć lub nie. Nie mówi mi prawdy. Z całą pewnością. W końcu westchnął.
- To trochę dłuższa opowieść, więc zostawmy ją na...
- Nie! - przerwałam mu. - Nie potem, teraz! - denerwowało mnie to strasznie, że o wszystkich mniej czy ważnych szczegółach poprzedniego życia nie mogłam się dowiadywać wtedy, kiedy chciałam. Przecież nadmiar takich "opowieści" nie był chyba taki zły, prawda?
- Hana...
- To chociaż opowiedz mi coś o Exoplanet... - poprosiłam cicho, byle usłyszeć cokolwiek.
Chłopak przeczesał palcami swe włosy zamyślony.
- Arasso - zgodził się. - Ale pod jednym warunkiem - zaznaczył, spoglądając na mnie przelotnie, więc pokiwałam głową. - Zaraz po tym, pójdziesz spać.
Otworzyłam usta, chcąc coś powiedzieć, ale szybko je zamknęłam. Po sekundzie zrobiłam to samo, dając ujście mojemu oburzeniu. No i kolejny, który mi rozkazuje! Drugi Kris się znalazł!
- Co?!
- Pójdziesz spać... - był nieugięty.
- Nie! - nie miałam zamiaru się na to zgodzić. - Dlaczego?
- W takim razie, idę sobie...
- Chhakama! - zawołałam szybko, chwytając go za rękaw bluzki. - Nie odchodź, jebal - dodałam nieco spanikowana. Nie chciałam zostać sama...znowu.
Odkąd Exo wpakowało się w moje życie, te nabrało jakiegoś szczególnego wyrazu, koloru... Czułam się potrzebna i kochana. Wiedziałam, że istnieją osoby, którym na mnie zależy i zrobią wszystko, byle tylko nie stracić mnie drugi raz. Naprawdę to doceniałam. Czy to...to się nazywało prawdziwą przyjaźnią? Czy czymś innym?
Baekhyun spojrzał na mnie delikatnie. Nic nie mówiąc, nachylił się nade mną, wyciągając rękę, która wystrzeliła ku mojej twarzy. Zamrugałam dwukrotnie i mimowolnie uchyliłam się od jego dotyku. Nie wiedziałam, co chciał zrobić... Jego to chyba nie zraziło, bo dotknął opuszkami palców moje worki pod oczami. Wspominałam już jak delikatne dłonie miał Baekhyun?
- Źle sypiasz...
Cisza.
- Nic nie jesz...
Cisza.
- Hana...
- Nie martw się o mnie - odezwałam się w końcu cicho. Mieli więcej zmartwień na głowie niż głupia i niepotrafiąca się zająć samą sobą królowa. - Zajmijcie się Waszymi sprawami, ludźmi... - obróciłam się plecami w jego stronę, przytulając się do poduszki. Usłyszałam jego ciężkie westchnięcie, więc dodałam, niemalże tonem rozkazującym: - Opowiedz mi o Exoplanet i o mnie - jaka byłam i co robiłam.
- To był rozkaz? - usłyszałam rozbawienie w jego głosie.
- Może - wymruczałam w poduszkę.
- Yah, Hana! - ktoś tu się irytował troszeczkę. - Jak mam ci coś opowiedzieć, to chociaż odwróć się w moją stronę!
- Nie chcę.
- Wae?
Bo mnie rozpraszasz? Uśmiechnęłam się tylko w stronę okna, wlepiając wzrok w srebrzysty księżyc. Ten to miał fajnie - pojawiał się pod wieczór, by później coraz bardziej widocznie pojawiać się wśród otaczających go ciemności. Wisiał nad miastem, obserwując wszystko i wszystkich dookoła. Nie musiał się o nic martwić, ani niczym przejmować. Zazdrościłam mu... Ale musiał patrzeć na rzeczy, które dzieją się w nocy, a gdy ktoś potrzebuje pomocy, on może tylko wisieć nieruchomo i patrzeć...
- Po prostu opowiedz mi coś - nalegałam dalej.
- Arasso - poddał się. Przez kilka sekund panowała kompletna cisza i gdyby nie cichy oddech Baekhyuna, mogłoby się wydawać, że oprócz mnie, nikogo tutaj nie było. - Na pewno chcesz to usłyszeć?
- TAK!
- W porządku! Tak tylko...żartowałem - wymamrotał. Nie mogłam się nie uśmiechnąć. Odchrząknął cicho, po czym zaczął mruczeć pod nosem, jakby zastanawiając się, od czego powinien zacząć. - No więc...Nasza planeta była cudowna. Była idealna, niczym Ziemia Obiecana - opowiadał spokojnie. - Patrząc jak długo żyjemy już na Ziemi, mogę śmiało stwierdzić, że tam było znacznie spokojniej i bezpieczniej niż tutaj. Zło panuje wszędzie, a my mu nie daliśmy rady... - dodał ponuro, ale jego głos szybko znów stał się ożywiony. - Mimo wszystko zawsze staraliśmy się żyć w spokoju i nieco w odosobnieniu od innych istnień we Wszechświecie. Strzegliśmy naszych granic i robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, by dbać o mieszkańców jak i o ciebie - ciągnął dalej, a ja starałam się każdą, nawet najmniejszą informację chłonąć jak gąbka, mimo iż powieki powoli zaczynały mi się kleić. - W porównaniu do Ziemi, Exoplanet wydawało się być trochę dziwną planetą. Tutaj wszystko jest takie...nowoczesne - zaśmiał się cichutko.
- Nowoczesne...co? - wymamrotałam sennie, nie rozumiejąc, co miał na myśli. Exoplanet było jakąś wioską, odludziem zabitym deskami, a Ziemia nowoczesna? Nie przypominam sobie niczego takiego...To, co widziałam w jednym ze wspomnień, przypominało coś na kształt nieco nowoczesnego-średniowiecznego, potężnego królestwa, ale było w nim coś, co odróżniało te wszystkie książkowe czy filmowe obrazy. Jakąś nowoczesność? Oczywiście, Baekhyun jakby czytał mi w myślach.
- Exoplanet było jakie było, ale z naszymi mocami nie mogło też być całkiem normalne - najwyraźniej rozbawiła go jego własna wzmianka na jakże interesujący "nowoczesny" temat. - Dzięki temu planeta była ponad inne - Ciekawe czy jakieś inne planety we wszechświecie były podobne do naszej? Prawdopodobnie nie dowiem się tego nigdy. - Dyrygowaliśmy określonymi mocami czy żywiołami nie tylko według potrzeb, ale i według własnego samopoczucia, często zupełnie nieświadomie. Tego na Ziemi nikt, nigdy się nie nauczy - zakończył mocnym akcentem.
Poruszyłam się lekko, zdając sobie sprawę z tego, co Baekhyun właśnie powiedział. To była najszczersza prawda. Nawet jeśli gdzieś tam istniały planety, na której rozwijało się życie, nikt nie wiedział czy nie są one czasem oryginalne pod względem mieszkających tam istot czy umiejętności lub zasobów, które posiadają. Tak było z Exoplanet. Ziemia może i miała wszystko, była potężną "metropolią", jeśli można było to tak nazwać, bo przecież dla przeciętnego mieszkańca tego globu, to co było wokół nich, było wszystkim. A jeśli do tego dołożyć coś nowego, nieznanego ale i magicznego, czegoś, czego nie można dostać z dnia na dzień od tak...
Mruknęłam sennie, wciąż nieusatysfakcjonowana jego króciutką opowieścią, bo nie usłyszałam jeszcze nic na swój temat. Nie zasnę, dopóki czegoś nie powie! Ale tak bardzo chce mi się spać... Przestań, w grobie się wyśpisz. Słucham?!
- A ty Hana... - westchnął, a mi na moment stanęło serce, jakbym nagle miała usłyszeć całą swoją historię życia, niczym biografię od początku do końca. Wiedziałam jednak, że cokolwiek za chwilkę usłyszę, nie będzie to dla mnie wystarczające. Czułam, że przede mną jeszcze wiele tygodni, jeśli nie miesięcy, w którym sama dowiem się wszystkiego o samej sobie. - Nie bądź wobec siebie taka samokrytyczna - dodał ciepło. - Nie zawsze bycie kimś wyżej oznacza, że trzeba być kimś idealnym, bez wad...liczy się to, co masz w sercu...
Przysięgam, że gdybym właśnie nie odpływała do krainy Morfeusza, to prawdopodobnie zwaliłabym go z własnego łóżka za tak proste, ale jednak piękne zdanie. W pozytywnym znaczeniu oczywiście! Baekhyun doskonale wiedział, co na ten temat myślę. I miał rację. Hana, tylko się nie rozklejaj! Nie zamierzam!
- Wiem, że nie pamiętasz jeszcze wszystkiego, nie uważasz się za kogoś i długo, albo nawet jeszcze teraz wątpisz, że mogłaś być królową, ale dla nas byłaś...byłaś najlepszą królową, jaką ktokolwiek mógłby być... - Baekhyun, przestań prawić mi komplementy, bo przysięgam, że cię zabiję...
- Byłaś niewinna, czasem wręcz z ciebie sobie żartowaliśmy, ale gdy potrafiłaś, byłaś stanowcza i wtedy nie mogliśmy ci odmówić - niemal poczułam, jak się uśmiechał, gdy to mówił, a ja próbowałam sobie to wszystko wyobrazić. Poczułam się tak lekko. Chyba odpływam.
- Miałaś zbyt miękkie serce, niż na królową przystało, ale właśnie to w tobie uwielbialiśmy - ton, jakim to powiedział, spowodował nieoczekiwane wypieki na moich policzkach, ale na szczęście Baekhyun tego nie zauważył. Nie mógł. - Byłaś uparta, ale słodka... - Słodka? Czy tobie Beakhyun już całkiem odbiło? Powoli zaczyna pleść głupoty jak Kai! - Lubiłaś przyrodę. Często można było cię spotkać w ogrodzie lub na dziedzińcu, gdzie opiekowałaś się Drzewem Życia - ciągnął dalej. - Gdy byłaś zła lub przygnębiona, zamykałaś się w komnacie i wtedy tylko Kai'owi udawało się wtargnąć w twoją "barierę" ochronną - zażartował, ale mi wcale nie było do śmiechu, bo wciąż nie wiedziałam nic na temat swojej dziwnej relacji z tym właśnie głupkiem. - Czasem myszkowałaś w kuchni, ale Tobie D.O to wybaczał, a nam nie... - znów zażartował. - No i często przesiadywałaś w bibliotece. Niestety, bywały dni, gdy mieliśmy własne zajęcia i nie mogliśmy ci towarzyszyć, a wtedy błądziłaś po całym zamku, samotna i zagubiona...to było przykre, przyznaję.
Opowieść Baekhyuna wydawała się być czymś odległym, czegoś, czego nie mogłam nigdy doświadczyć, jak bajka, która była tylko fikcją. Niemniej jednak sen chwycił mnie w swoje objęcia czy tego chciałam czy nie, zanim jeszcze usłyszałam koniec tej fascynującej historii:
- Cokolwiek się zdarzy...jesteśmy z Tobą, Hana. We are one, pamiętasz?
Chciałabym. Nawet nie wiesz jak bardzo.
***
Obudziły mnie ciepłe, poranne promienie słońca, które usilnie próbowały się przedostać przez delikatne zasłony w oknie mej komnaty. No i przyjemne dla ucha ćwierkanie ptaków. Pragnęłam wylegiwać się w miękkiej pościeli chociażby do południa, ale nie mogłam. Miałam mnóstwo pracy. Mnóstwo pracy, które nie mogło czekać. Rozciągnęłam się, po czym nieco leniwie zwlekłam się z łóżka, podchodząc do parapetu okna. Zajrzałam na zewnątrz. Zapowiadał się cudny dzień. Słońce jakby mówiło: "Olej obowiązki, wyjdź na dwór", a delikatny wietrzyk był orzeźwieniem, by odegnać senność. Czyżby Sehun również wstał prawą, nie lewą nogą jak ja? Przypomniałam sobie, gdy pewnego dnia jeden z chłopaków wyprowadził go z równowagi - przez dwa dni mieliśmy wichurę. Cóż...
Mój wzrok powędrował w dół, na Drzewo Życia. Było piękne. Nie raz, gdy nie mogłam zasnąć, siedziałam na parapecie, po prostu mu się przyglądając. W nocy wydawało się być jeszcze bardziej magiczne, iskrzące się srebrzystym blaskiem. Gdyby na planecie nagle zaległy ciemności, drzewo byłoby jedynym źródłem światła. Chwila...mamy przecież Baekhyuna, nieprawdaż? Niepokoiło mnie jedynie to, iż od pewnego czasu zaczęło ono podsychać. Może jednak nie jestem dobrym ogrodnikiem? Może coś źle robię? Lay też nie nie potrafi mu pomóc. Twierdzi, że to przez zło, które ukradkiem przechadza się po Exoplanet. A co, jeśli całkiem uschnie?
Z rozmyślań wyrwało mnie ciche stukanie do drzwi. Nie odrywając wzroku od dziedzińca, mruknęłam ciche "proszę". Dopiero, gdy usłyszałam ich skrzypienie, spojrzałam na D.O, który nieśmiało wetknął głowę przez szparę. Natychmiast się uśmiechnęłam.
- Już nie śpisz - to nie było pytanie. Zamrugał dwukrotnie, co wyglądało naprawdę uroczo.
- Nie mogę, mam już zaplanowany cały dzień.
- Nie przesadzaj, Hana - wszedł do środka, podchodząc bliżej. - Co za dużo, to niezdrowo!
- D.O, nie psuj mi planów, proszę cię... - zaśmiałam się - Nic mi nie będzie.
- Źle wyglądasz - stwierdził cicho. - Lay kazał ci więcej odpoczywać - mówiąc to, zerknął w podłogę, a potem na mnie z nadzieją, że go posłucham. Ale nic z tego, chociaż ta opcja była bardzo kusząca, przyznaję. Ale królowa nie powinna się tak zachowywać. Nie odpowiedziałam, w duchu przyznając mu rację. Wlepiłam wzrok w okno.
Coś przykuło moją uwagę. Zresztą nie tylko moją, bo chwilę później chłopak również niemal miał nos przyklejony do szyby. Na zewnątrz właśnie rozgrywała się niemal dziecięca, ale komiczna scena. Sehun najwyraźniej postanowił "puścić" trochę więcej wiatru, bo zachciało mu się puszczania latawca. Wszystko byłoby ładnie i pięknie, gdyby nie fakt, że raz latawiec był niemal kontrolowany jego mocą, podczas gdy najwyraźniej Tao bardzo się nudziło, czego efektem było chwilowe zastygniecie kolorowej zabawki w miejscu. To latawiec powiewał na wietrze, to znów tkwił w bezruchu i tak bez końca obaj chłopaki robili sobie na złość. Parsknęliśmy niekontrolowanym śmiechem.
- Zejdziesz na śniadanie? - zapytał, gdy w końcu rozjuszony Sehun z hukiem walnął latawiec o brukowany dziedziniec.
- Pod warunkiem, że dopilnujesz, by ci dwaj go nie dostali, dopóki się nie pogodzą - odparłam powoli, patrząc z niedowierzaniem jak zaczynają się kłócić, aż obaj w końcu unieśli brody wysoko, wyraźnie obrażeni, idąc w przeciwne strony.
- Gwarantuję ci to! - obiecał.
- Nie dotrwają nawet do obiadu! - zachichotałam.
- Zakład? - zerknęłam na niego. Niezbyt podobała mi się jego poważna mina, która mówiła: "Chcesz się założyć?", ale jego oczy się śmiały.
- Żadnych zakładów! - zawołałam nagle oburzona.
- Dlaczego? - wyglądał, jakby naprawdę na to liczył, ale nie, dzięki.
- Bo nie! Nie lubię tego - skrzywiłam się odrobinę.
Nie było dnia, w którym to chłopaki by tego nie robili, a wtedy zawsze wymyślali dla siebie jakieś okrutne kary czy upokarzające zadania, jak na przykład te, kiedy to Chanyeol podpalił Suho jego białą koszulę, do której był bardzo przywiązany - biedak był wściekły na wszystkich, oprócz mnie, czy gdy Chen dosypał Xiumin'owi do jedzenia jakiś ziółek, które Lay bardzo długo szukał, przez co ten drugi źle się czuł. Wszystko było jednak w granicach rozsądku i bardziej na poziomie dobrej zabawy, ale mimo wszystko...nie lubiłam tego. Dlatego też, Chen często mnie prowokował, by wymusić na mnie "niekrólewskie" zachowanie, niekoniecznie za murami, ale i poza nimi. Głupek.
- Boisz się, że przegrasz? - zapytał nagle D.O, rozszerzając oczy.
- Nie! - mówiąc to, zerwałam się z parapetu.
- A właśnie, że tak! - upierał się, żartując sobie ze mnie. Miał skurczybyk rację. Świętą rację.
- Mówię ci, że nie! - zaczerwieniłam się zażenowana. - A teraz wynocha mi stąd! - dodałam, chwytając pierwszą lepszą poduszkę, uderzając nią D.O, by go wygonić.
- Czy to mi właśnie wypowiadasz wojnę na poduszki? - zachichotał głośno i kątem oka widziałam jak niezauważalnie sięga po poduchę. Wtedy usłyszałam te jedno okropne zdanie, które to...
-CZY KTOŚ TU MÓWIŁ O WOJNIE NA PODUSZKI?!
Spojrzałam na D.O z wyrzutem, gdy Chen wpadł do mojej komnaty. Rozejrzał się, ale mina mu zrzedła, gdy nie zastał tego, czego oczekiwał.
- Myślałem, że pokój będzie tonąć w pierzu... - jęknął rozczarowany.
- To źle myślałeś - ucięłam, po czym jedna z poduszek poleciała w jego stronę, ale ten sprytnie się uchylił, szczerząc się jak idiota. Jak on mnie denerwował! Jak ten chłopak mnie denerwował! Był jeszcze gorszy niż Chanyeol i Baekhyun. Chociaż cała ta trójka była czasami nie do zniesienia... - Nie pozwoliłam ci tu wejść - dodałam, by wyrazić swoje udawane niezadowolenie z powodu jego wtargnięcia, chociaż wcale nie miałam mu tego za złe, bo uśmiechnęłam się delikatnie. - A teraz wynocha - już ze śmiechem rzuciłam poduszką i w D.O, który parsknął śmiechem.
- Widzimy się na śniadaniu - przypomniał mi.
- Tak, tak - machnęłam ręką.
Gdy wyszedł, zaczęłam zbierać poduszki, które leżały pod ścianą. To nie tak, że tego nie lubiłam, po prostu...nie znosiłam sprzątania tego całego bałaganu, bo pierze było wtedy dosłownie wszędzie! Do zabawy był chętny każdy, ale do sprzątania jakoś nikt. Zazwyczaj Xiumin był jedyną osobą, która mi pomagała, bo jakimś magicznym cudem reszta z nich zawsze wynajdowała jakieś wymówki. Ale nigdy nie byłam o to jakoś specjalnie zła. Razem z Xiuminem przy okazji świetnie się razem bawiliśmy. Sami.
***
Przebudziłam się, wyrwana ze wspomnień. To był chyba pierwszy raz, gdy przypominając sobie poprzednie życie, nie zaznałam żadnego bólu. To było...dziwne. Zazwyczaj, gdy nawiedzało mnie wspomnienie z Exoplanet, zawsze cierpiałam katusze. Dzisiaj jednak było inaczej. A może to sprawka Baekhyuna? To on zaczął mi opowiadać o Exoplanet, może dlatego mój sen był tak spokojny? Miła odmiana, gdy nic mnie nie boli. Uśmiechnęłam się, wspominając D.O, Chen'a oraz kłótnię Tao i Sehuna. Moje serce biło szybko z nagromadzonych emocji i scen, które zobaczyłam.
W pokoju było ciemno, a Baekhyuna już przy mnie nie było. Mimo to, nie czułam się źle. Wręcz przeciwnie. Wydawało mi się, że mimo, iż byłam sama, miałam uczucie, że ktoś mnie obserwuje - niby go nie widziałam, ale czułam. I było to pozytywne, nie negatywne uczucie - poczucie bezpieczeństwa. Przewróciłam się na drugi bok. Więcej. Chcę zobaczyć więcej.
***
- Jestem zmęczony.
- Ja też.
Siedziałam z Xiumin'em na moim łóżku, a wokół nas walało się pieprze i roztargane poduszki. Reszta chłopaków zwiała, gdy tylko usłyszała o sprzątaniu, nawet Kris - zdrajca jeden. Na szczęście Xiumin sam "zgłosił" się do pomocy, by mi pomóc. Postanowiliśmy sobie zrobić przerwę, zanim damy się do pracy, bo mieliśmy teraz inne zajęcie, mianowicie przeglądanie zdjęć.
- Pamiętasz, jak D.O przywalił ci poduszką prosto w twarz? - zachichotał wesoło, wytykając mnie palcem. Wygięłam usta, sfrustrowana, że musiał mi o tym przypomnieć.
Spojrzałam mu przez ramię, by zobaczyć starą fotografię, która trzymał. Zabawne, że kiedyś byliśmy tak małymi i niewinnymi istotami, podczas gdy teraz byliśmy prawie dorośli. Niemniej jednak, niektóre nawyki czy zabawy, zostają. Tak jak fotografia, którą nie wiem po co zrobił Luhan, gdy zalewałam się łzami po uderzeniu zbyt mocno, przeprosinach D.O i Lay'u, który próbował mnie uspokoić. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Wiem, że to nie było specjalnie, bo wtedy jeszcze nie kontrolował swojej siły, ale od tamtej pory miałam uraz do tego typu zabaw - zażartowałam. Najwidoczniej te zdarzenie miało na moją opinię jakiś wpływ.
- Zdecydowanie lepiej wspominam to - odparłam z uśmiechem, biorąc do ręki inne zdjęcie.
- Och, naprawdę? - w jego głosie usłyszałam szczere zdziwienie. Przytaknęłam.
Fotografia była trochę podniszczona jak poprzednia, ale tylko jej obramowanie, bo doskonale można było zobaczyć, kto się na niej znajdował. To ja i Xiumin siedzieliśmy przy fontannie, a za nami w tle, dumnie prezentowało się Drzewo Życia. Nawet nie pamiętam, kto je nam zrobił, to było tak dawno...
- Zabawne, od tamtego czasu jakbyśmy stanęli wiekiem - zanotowałam sobie w pamięci, by zapytać Tao, czy to on manipulował czasem czy może po prostu nie odczuwałam tego, iż wcale się nie starzałam.
- Będziemy wiecznie młodzi! - zawołał Xiumin z radością. Parsknęłam śmiechem, po czym wzięłam trochę pierza w dłonie i zamachnęłam się. Delikatny i biały puch znów pojawił się w powietrzu. Starszy zrobił to samo i już po chwili byliśmy "atakowani" przez latające pierze.
- Dobrze się bawicie?
Jak na komendę zerknęliśmy w stronę drzwi, gdzie stał Kai. Albo oczywiście znów nie zapukał albo miał czelność teleportować się bezpośrednio do mojej komnaty. Oboje z Xiumin'em spojrzeliśmy po sobie, chichocząc. Tamten nie wyglądał na zachwyconego.
- Mieliście podobno sprzątać - zauważył. Wbił we mnie swój wzrok. Natychmiast się spięłam.
- O co ci chodzi? - burknęłam - Trzeba było nam pomóc!
- O nic - zaprzeczył, ale jego oczy mówiły co innego. Spoglądał na nas z nieukrywaną zazdrością, czego niestety nie zauważyłam. - Xiumin - zwrócił się do starszego nagle. - Kris cię szuka.
- Czego chce? - zapytał, ani trochę zainteresowany, zbyt zajęty bawieniem się białym puszkiem.
- Nie wiem - wzruszył ramionami. - Posłał mnie po ciebie, więc jestem - przyznał. Zmrużyłam oczy, bo mi się to kompletnie nie podobało. Xiumin jednak nie miał wyjścia. Otrzepał się z pierza i niechętnie podreptał w stronę drzwi. Wtedy dopiero spojrzałam na Kai'a.
- Kris go szukał, huh? - prychnęłam. - Co ty kombinujesz? - byłam niemal pewna, że kłamał.
- Naprawdę go szuka, przysięgam! - zapewnił, zaskoczony, że mu nie wierzę. Zmierzyłam go wzrokiem od stóp do głów, nie wiedząc czy mówi prawdę, bo choć Kai potrafił grać, to teraz wyglądał na naprawdę zdziwionego. - Mam czyste ręce - dodał, jakby to miało go usprawiedliwić.
- Powiedzmy, że ci wierzę - uśmiechnęłam się niemrawo, po czym zaczęłam zbierać fotografie, otrzepując je z białego puchu. - Chciałeś czegoś? - zapytałam niedbale, całą swoją uwagę skupiając na zdjęciach.
Usłyszałam głuche pstryknięcie, więc spojrzałam na Kai'a, którego już nie było, jednak jeszcze w tej samej sekundzie, poczułam, że zmaterializował się tuż za moimi plecami. A ten jak zwykle musiał się popisywać swoją umiejętnością, którą tak bardzo kochał. Idiota.
- To już nie mogę odwiedzić własnej królowej? - cichy szept do mojego ucha, spowodował, że przestałam myśleć racjonalnie. Zawsze tak było, a Kai potrafił to wykorzystywać. Tylko dlaczego akurat na mnie?
- Widzisz mnie codziennie, głupku - prychnęłam, dźgając go łokciem w pierś. Nagle zdałam sobie z czegoś sprawę... - ZŁAŹ Z MOJEGO ŁÓŻKA! - fuknęłam głośno, odwracając się.
- Nie krzycz - uśmiechnął się półgębkiem, widząc ile jego niewinna próba wtargnięcia na moje łóżko narobiła rabanu. - Luhan cię zaraził?
- Po prostu z niego zejdź - ostrzegłam. To było tylko moje łóżko, a on nie miał jakiś specjalnych względów, by mógł na nim siedzieć. A może właśnie miał?
- Inni jakoś mogą, a ja nie - skomentował zgryźliwie. - Czuję się dyskryminowany.
Zgrzytnęłam zębami. Co on sobie wyobrażał? Czemu taki był? Najpierw ma do mnie pretensje, nie wiadomo o co, a teraz na dodatek jeszcze się skarży? Nie przeginaj, Kai.
- Dyskryminacją byłoby nieakceptowanie innej rasy czy koloru skóry, a nie...
- Więc przyznajesz, że podoba ci się mój kolor skóry? - uciął mi, patrząc na mnie figlarnie. Zarumieniłam się.
- Nie mówiłam ci czasem, żebyś sobie poszedł? - zaakcentowałam ostatnie słowo.
- Nie przypominam sobie - odparł bezczelnie.
- No to won! - niewiele myśląc, postanowiłam spełnić własne żądanie. Z całej siły, zepchnęłam go z łóżka, mając cichą nadzieję, że jeśli nie zdąży się teleportować i upadnie na tyłek, dostanie nauczkę. Niestety, albo coś sobie źle przekalkulowałam albo mój genialny plan, jasny szlak trafił, bo nie wypalił.
- KAI! - zawołałam, gdy spadając na dół, chwycił mnie za nadgarstek. Zrobił to specjalnie!
Rozległ się huk i chwilę później zdałam sobie sprawę, że również spadłam na kamienną posadzkę. Podniosłam głowę i spojrzałam prosto w oczy Kai'a, które były teraz jak dwa małe, czarne węgielki. W jego spojrzeniu zobaczyłam coś, czego nie mogłam rozszyfrować albo raczej czego bałam się w nim zobaczyć...Malowało się w nich coś na kształt tęsknoty, ale i pewnej słabości. Białe pierze wplątało mu się we włosy, co w porównaniu z jego kosmykami, i opaloną karnacją sprawiło, że na moment zaparło mi dech w piersiach. Nie mogłam się ruszyć, nie dlatego, że nie chciałam, bo chciałam jak najszybciej wybrnąć z tej żenującej sytuacji, ale dlatego, iż ten najwyraźniej przewidział moją reakcję, bo unieruchomił mnie, przytrzymując moją talię. I to przywróciło mnie do rzeczywistości.
***
Obudziłam się, zlana potem, jakby przyśnił mi się wyjątkowo straszny koszmar. Oddychałam szybko, jakbym przebiegła co najmniej milę. Uchyliłam zaspane powieki, czując wypieki na policzkach. I wtedy go zobaczyłam. W pokoju było ciemno, ale mimo to dostrzegłam go stojącego w nogach mojego łóżka. A przynajmniej tak mi się wydawało. Oderwałam od niego wzrok dosłownie na sekundę, by włączyć lampkę nocną, ale gdy z powrotem spojrzałam w tamtą stronę, zobaczyłam tylko samotnie stojącą komodę przy ścianie. To tylko omamy, prawda?
Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Podniosłam się do siadu, ocierając spocone czoło. Czułam się, jakbym znów miała gorączkę, ale to było coś kompletnie innego...coś bardziej rozbudzającego. Tylko co? Sfrustrowana przeczesałam włosy, wzdychając ciężko. Kai...czemu mi to robisz? Zegarek wskazywał godzinę 4:50, a ja czułam, że dzisiaj już nie zasnę. Na pewno nie po tym, co zobaczyłam.
***
Z samego rana, złożyłam Exo wizytę. Nie było to łatwe, bo napotkałam opór, w postaci...niewidzialnych dla innych drzwi. Wjechałam windą na piętro chłopaków i już miałam podejść i stanąć obok ściany między drzwiami 87, a 89, gdy nagle musiałam się wycofać. Kompletnie zapomniałam, że o tej godzinie ludzie wychodzą do swoich prac, więc nie miałam wyjścia i musiałam się wstrzymać na chwilę. Nie bardzo wiedziałam jak to ich zabezpieczenie działało. Czy pozostali je widzieli? Czy może jednak nie? Wolałam nie ryzykować, a to byłoby dziwne, gdyby ktoś tak o wszedł w coś czego tak naprawdę nie było! Muszę zapytać o to chłopaków.
Kręciłam się chwilę po korytarzu. Gdy uznałam, że teren był czysty, podeszłam bliżej, a drzwi pojawiły się niemal natychmiast, jakby dobrze wiedziały, kogo mogą wpuścić do środka, a kogo nie. Nacisnęłam klamkę i szybciutko weszłam do środka. Przywitała mnie...cisza. Znowu? Wzruszając ramionami, ściągnęłam kurtkę i buty i rozgościłam się, jak to miałam już w zwyczaju. Lubiłam tu przebywać, choć nie byłam tu "stałym" gościem. Czułam się w tym mieszkaniu naprawdę sobą, zapominałam o teraźniejszości i co najważniejsze - czułam się bezpieczna. To był jakby mój dom.
W mieszkaniu było cicho jak makiem zasiał. Czyżby jeszcze spali? Wzruszając ramionami, podreptałam do salonu. Równie dobrze mogłam zajrzeć do ich pokoi, ale nie chciałam być wścibska. Stanęłam przed komodą, na której stały zdjęcia. Wyciągnęłam dłoń w ich kierunku, ale szybko ją odsunęłam, przypominając sobie, gdy po raz pierwszy ujrzałam fotografię, na której byłam ja sama razem z chłopakami. Wtedy to wręcz zdemolowałam im ramkę, a szkło popękało. Nie z mojej winy oczywiście, bowiem wtedy też usłyszałam, nie zobaczyłam jedno ze wspomnień. I choć w nocy przypomniałam sobie kolejne, bez uczucia bólu, teraz znów się bałam. Nie chciałam znów cierpieć.
Postanowiłam przyjrzeć się im, zamiast je dotykać. Tak na wszelki wypadek. Chłonęłam każde zdjęcie i każdą scenę, jaka na niej była. Wśród nich, zobaczyłam też te, które widziałam we śnie. Uśmiechnęłam się do nich, jakby były moimi starymi przyjaciółmi. A dopiero, co je widziałam!
Usłyszałam cichy stukot, jakby dobiegający z kuchni. Postanowiłam to sprawdzić. Nie bałam się, chociaż musiałam przyznać, że inaczej bym na ten temat myślała we własnym mieszkaniu. Ale to już szczegół. Stanęłam w futrynie drzwi i jakież było moje zdziwienie, gdy zdałam sobie sprawę, że jednak nie byłam sama. A więc stąd te uczucie bezpieczeństwa. Chłopak podniósł głowę, uśmiechając się.
- Drzwi były otwarte... - wybąkałam zażenowana, że pozwoliłam sobie od tak wejść. No co?
- Dla ciebie zawsze są otwarte, nie przejmuj się.
Choć widywałam Exo w zwykłych, codziennych sytuacjach, które nieco różniły się od życia na Exoplanet, wciąż jednak mnie czymś zaskakiwali. Tym razem był to Lay, który ślęczał przy stole, myśląc nad czymś intensywnie. Pochylał się nad czymś, czego nie mogłam zobaczyć, a na nosie miał okulary. Podeszłam bliżej, zaintrygowana. Po co mu okulary?
- Mam nadzieję, że nie będziesz nam miała za złe, że TO pożyczyliśmy? - nie było to pytanie. Zagryzłam wargę, widząc w jego dłoniach nieduże, okrągłe i bardzo znajome pudełeczko, które pod wpływem emocji wyrzuciłam do kosza. Pokręciłam głową niespokojnie.
- Co z tym zrobisz? - zapytałam z obawą.
- Próbuję rozszyfrować jego skład i zrozumieć, dlaczego coś takiego było w twojej szafce - wyjaśnił, spoglądając na mnie nieco zatroskanym wzrokiem znad okularów.
Przełknęłam ślinę, trochę przestraszona. Odkąd wyrzuciłam ten lek, nie rozmyślałam nad tym więcej, dlaczego nie posiadałam żadnych wspomnień z życia na Ziemi. Czyżbym za bardzo skupiła się na poprzednim życiu? Może.
- Naprawdę nic nie pamiętasz? Nic o sobie nie wiesz, Hana? - zapytał łagodnie.
- Wiem, że to dziwne, ale...
- To nie dziwne, Hana. To podejrzane.
Cisza, która nastąpiła, była okropna. Mnóstwo czarnych scenariuszy przeleciało mi przez głowę i szczerze? Sama nie byłam pewna, czy chcę wiedzieć prawdę. Zmęczona, odsunęłam jedno z krzeseł i usiadłam naprzeciwko chłopaka. Wbiłam pusty wzrok w stół.
- D.O powiedział, że "ja, wy, Exoplanet i życie tutaj...że to wszystko może być ze sobą w jakiś sposób powiązane"...
- Myślę, że coś w tym jest - zgodził się Lay, patrząc na mnie. - Niemniej jednak nie wiemy co - zastanowił się przez chwilę, po czym dodał: - Naprawdę staram się na to wszystko patrzeć w miarę pozytywnie, ale im dłużej o tym wszystkim myślę, więcej widzę minusów, a niżeli plusów...Dlatego też jeśli przypomnisz sobie cokolwiek, choćby nie wiem jak bardzo to było absurdalne, powiedz mi, arasso? - mówiąc to, uśmiechnął się rozbrajająco, a wesołe dołeczki pojawiły się na jego policzkach.
- Dobrze - odwzajemniłam uśmiech nieśmiało. By nieco odsunąć na bok tę gęstą atmosferę, dodałam: - Myślałam, że znasz się tylko na uzdrawianiu...
Chłopak zachichotał, co z jego strony było dosyć nietypowe. Zazwyczaj Lay był poważny, ale wiecznie uśmiechnięty i skory do pomocy, zwłaszcza mnie. Czy to właśnie ta strona, której jeszcze nie znałam? Albo po prostu jej nie pamiętałam?
- To bardzo zabawna historia, wiesz? - jego dołeczki się pogłębiły, a ja się uśmiechnęłam. Ściągnął okulary, przecierając lekko oczy. - Kiedyś...to znaczy na Exoplanet, wszyscy uważali mnie za coś w rodzaju uzdrowiciela, głównie ze względu na moją moc - wyjaśnił, a ja za to znów dowiedziałam się czegoś nowego. - Interesowały mnie rodzaje chorób i ich przebieg, zioła i rośliny. Ale taka wiedza nie była mi potrzebna. Dopiero tutaj, na Ziemi, mogłem się temu dobrze przyjrzeć. Tutaj ludzie nie mają uzdrowicieli, a coś do nich podobnego, mianowicie lekarzy...
- Masz na myśli tych w białych kitlach z tymi wszystkimi dziwnymi przyrządami, które... - nagle urwałam, słysząc co właśnie wyszło z moich ust.
- Coś nie tak? - zamrugał Lay.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Nawet nie wiedziałam, co myśleć. To było dziwne... W życiu nie byłam u żadnego lekarza, tym bardziej w tym strasznym, dziwnym budynku, którego ludzie nazywali szpitalem, tak? Nawet nie miałam pojęcia jak taki ktoś wygląda...W takim razie skąd to wiedziałam?
- Nie, nie - odepchnęłam tamte myśli i przybrałam uśmiech. - Kontynuuj, proszę.
- ...no więc...odpowiadają oni za zdrowie i życie ludzi - ciągnął dalej, nie naciskając, ale obserwując mnie uważnie, co mnie nieco speszyło, więc wbiłam wzrok w "mój" lek. - Bazują na tym, czego się nauczyli przez kilkanaście lat, korzystają z przeróżnych urządzeń, ale czasem po prostu nie są w stanie kogoś uratować...Dlatego też, gdy zamieszkaliśmy tutaj, zacząłem się tym interesować.
- To znaczy? - odważyłam się zapytać, bo to co powiedział zrobiło na mnie ogromne wrażenie.
- Czytałem książki o medycynie, czytałem składy leków i próbowałem je rozszyfrowywać i...
- Nie mów tylko, że testowałeś je na sobie? - przeraziłam się nie na żarty. Znów go rozbawiłam. Czy ja naprawdę gadałam same głupoty?
- Głupiutka jesteś, Hana! - chyba dostał jakiegoś ataku chichotu.
- Yah! Nie śmiej się ze mnie... - udałam urażoną.
- Arasso - uspokoił się nieco, po czym kontynuował dalej. - Oczywiście, że nie testowałem ich na sobie, bo nie miałem zielonego pojęcia czy taka, a nie inna substancja nie podziała na mnie źle, bądź śmiertelnie...
- Chyba troszkę przesadzasz - wydawało mi się, że kogoś takiego jak Lay'a, nie było w stanie ukatrupić jakieś ludzkie lekarstwo.
- Tego nie wiesz - zaznaczył spokojnie. - Pamiętaj Hana, że nie jesteśmy stąd, pochodzimy z odległego miejsca, gdzie nie mieliśmy do czynienia z takimi czy innymi "nowoczesnymi" metodami leczenia - czy Lay właśnie również użył tego słowa? Nowoczesny?
- A co ze mną?
Chłopak zerknął na mnie, zastanawiając się. Wydawało mi się, że analizował moje pytanie jak i swoją odpowiedź, zanim wypowie ją na głos, a nie w myślach. Przecież też nie byłam normalna i okazuje się, że prawdopodobnie, chociaż nie wiedziałam tego na sto procent, brałam leki, których nigdy nie powinnam używać. Usłyszałam trzask drzwi, gdzieś w głębi mieszkania.
- Nie wiem Hana - pokręcił głową, a w jego oczach próbowałam doszukać się, że kłamie, ale widziałam w nich czystą szczerość. Czułam, że nie mógłby mnie okłamać. Nie ktoś taki o dobrym i miękkim sercu jak Lay... - Dlatego próbuję rozwikłać tę zagadkę.
- Komawo - podziękowałam mu. Naprawdę to doceniałam.
- Nie dziękuj - Lay uśmiechnął się ciepło. - Robię to, bo chcę ci pomóc, a poza tym...
Jego wypowiedź brutalnie przerwał Chanyeol, który wpadł do pomieszczenia z siatkami zakupów. Bardzo niestabilnymi siatkami. Rozległo się głośne stąpanie, szeleszczenie worków i ogólny chaos, gdy tuż za nim dowlekł się Baekhyun, trzymając resztę produktów w rękach. Wyglądało na to, że w drodze powrotnej znów się o coś pokłócili.
- O nie... - nie musiałam słyszeć, wystarczyło spojrzeć na Lay'a, który poruszał niemo ustami. Już po chwili zrozumiałam dlaczego, gdy spojrzałam na tych dwóch.
- To twoja wina! - burknął Chanyeol.
- Mówiłem ci, żebyś trzymał swoje nerwy na wodzy!
- A więc to moja wina?
- Tak! To nie ja przepaliłem worek! - Baekhyun próbował zwalić winę na młodszego.
- Bo mnie podjuszałeś ty mały...
- Błagam, przestańcie - zainterweniował Lay. Najwyraźniej nie znosił ich awantur.
- Poprzekomarzają się i przestaną - mruknęłam, patrząc razem z nim na tę scenę, jakbyśmy oglądali wyjątkową interesującą dramę. Tamci praktycznie nie przejmowali się naszą obecnością.
- Przestaną? - zamrugał. - Może i przestaną, ale wtedy przejdą do rękoczynów - dodał z obawą.
- Do rękoczynów...co?
- Ja wiem, że to zwykłe sprzeczki, Tao z Sehunem ciągle mają drobne spięcia, ale...
- Tak, to strasznie zabawne - wtrąciłam wesoło, wspominając akcję z latawcem na Exoplanet. Chłopak zamrugał dwukrotnie, patrząc na mnie. Dziwne. Wydawało mi się, że między mną, a Lay'em czasem nawet nie potrzeba słów, bo doskonale mnie rozumiał. Teraz też. Uśmiechnął się delikatnie, wiedząc do czego piję. Zrozumiał, że coś sobie przypomniałam.
Zamilkliśmy. I zdaliśmy sobie nagle sprawę, że zrobiło się dziwnie cicho. Za cicho. Wtedy rozległ się huk, więc podskoczyliśmy nieco. Kawałki szkła potoczyły się po podłodze, Chanyeol wyglądał jakby miał zaraz dostać szału, a Baekhyun trzymał się za rękę i łypał na niego groźnie. Automatycznie podnieśliśmy się z krzeseł.
- Zabiję. Zabiję was obu! - zawołał Lay podenerwowany. Choć był największą oazą spokoju ze wszystkich, teraz chyba nie wytrzymał. - Zachowujecie się jak dzieci, dlaczego nie możecie przez pięć minut być DOROŚLI?! - wygonił wzburzonego Chanyeola, karząc mu się natychmiast uspokoić. Pewnie dla upewnienia, wyszedł za nim.
Zauważyłam czerwony ślad na dłoni drugiego, który z każdą chwilą był mocniejszego koloru, więc niewiele myśląc pociągnęłam go w kierunku zlewu, uważając na kawałki szkła. Szybko odkręciłam kurek z zimną wodą, niemal siłą zmuszając chłopaka, by włożył dłoń pod lodowaty strumień. Syknął z bólu.
- Przepraszam - wymamrotałam, że zmusiłam go do tego. Ten w odpowiedzi...parsknął śmiechem. - Co w tym śmiesznego, Baekhyun-ah? - doprawdy zabawna sytuacja. Właśnie został oparzony przez swojego przyjaciela, a temu się na śmiech zebrało.
- Nic mi nie będzie, Lay mnie uratuje - odparł rozbawiony. Jakbym w to nie wierzyła, naprawdę. - To nie pierwszy raz, gdy Chanyeol kogoś oparzył - usprawiedliwił go.
- Lay tego nie znosi.
- Ach tak? - zapytał. Zakręciłam kurek, podając mu papierowy ręcznik. Spojrzał na mnie zaciekawiony.
- Wydaje mi się, że nikt nie lubi patrzeć jak jego przyjaciele się kłócą i robią sobie krzywdę...
- Lay dobrze wie, że każdy konflikt i nieważne kto by go zaczął, nie jest na serio - pocieszył mnie.
- Naprawdę?
- Nie jest typem osoby, która lubi się kłócić - wyjaśnił. - Jest z natury bardzo spokojny, ale łatwo go oswoić - zachichotał. - Po prostu boi się, że coś lub ktoś może nas podzielić. Ale nic takiego się nie stanie. Trzymam cię za słowo, Baekhyun.
- HYUNG! ALE JA WCALE NIE POTRZEBUJĘ PSYCHOLOGA!
Stłumiliśmy dziki chichot, który cisnął nam się na usta. Biedny Chanyeol... Jego krzyk wręcz poniósł się echem po mieszkaniu.
- Arasso, w takim razie biegnij do Lay'a, zanim ten zastosuję na nim jakąś terapię - odparłam rozbawiona.
Chłopak w podskokach wyleciał z kuchni, chcąc uratować Chanyeola przed Lay'em. Rozejrzałam się po kuchni. Czyli to ja muszę tu posprzątać? Chyba nie masz wyjścia, Hana. Zaczęłam od poszukiwania szufelki. Zanim to jednak nastąpiło, coś przykuło moją uwagę. Na początku pomyślałam, że chłopcy postawili na parapecie jakiś karmnik dla ptaków, ale szybko odsunęłam tę myśl na bok, widząc samotnie sterczącego kruka, który uporczywie stukał dzióbkiem w szybę. Podeszłam bliżej. Wydawało mi się, że tym działaniem chciał mi coś przekazać. Tylko co chcesz mi powiedzieć? Nie rozumiem cię...
Odsunęłam firankę, chcąc na niego spojrzeć. Stukał tak cicho, ale tak uparcie, że po prostu nie mogłam go zignorować. Gdy widział, że wreszcie udało mu się uzyskać z mojej strony trochę należytej uwagi, machnął skrzydłem, jakby chciał mi coś pokazać. O ci ci chodzi? Hana, co ty wyprawiasz? To tylko ptak. Ale czy on nie usiłuje mi czegoś przekazać? Od kiedy to wierzysz w takie banialuki? Kruk powtórzył czynność drugi, a potem trzeci raz. I wtedy to zobaczyłam.
Mimo, iż Exo mieszkali dosyć wysoko, blok był duży i widok na ziemię w dół nie wydawał się zbyt odległy. Między idealnie wypielęgnowanym trawnikiem, a placem zabaw nie mogłam nie zauważyć samotnej postaci w czerni, stojącej na chodniku. Ale to jeszcze nic. Wszystko byłoby w porządku, gdyby ten ktoś nie wpatrywał się w górę. W te okno. A teraz i we mnie. Strach chwycił mnie za gardło. Stłumiłam pisk, natychmiast odsuwając się od firanki. Kruk zamachnął dziko skrzydłami i odleciał spłoszony. Trwało to zaledwie kilka sekund. Gdy jednak zamrugałam i spojrzałam w tamto miejsce zza firanki, nikogo już nie zobaczyłam.
Jestem śledzona?
NXNZICHSISKAAXXHKSLAQKJSHJ *-* jaki cudowny love love love awww =^.^=
OdpowiedzUsuńTyle się dzieje!! Świetny rozdział, warto było czekać :) Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału ^^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny!! <3
Krystal, no... Ty jesteś jednak genialną dziewczyną, ale tak strasznie wodzisz nas za nos. :D Znów ucięłaś w takim miejscu! Teraz, po Twoim powrocie, już w ogóle nie będę mogła się doczekać kolejnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńYAY!! *dens radości*
OdpowiedzUsuńŚwietne ^.^
Cihdiajdi
Weny!!
Aww chcę już 14 rozdział! To wszystko takie piękne <3
OdpowiedzUsuńOMG!!!! Zaraz dostanę Heart Attack bo to już jest Overdose i jeszcze ten teks "Baekhyun przestań mi prawić komplementy bo przysięgam, że cię zabije" nie mogłam powstrzymać śmiechu. Hwaiting Krystal i czekam na następny
OdpowiedzUsuńOpłacało się czekać <3 Ten rozdział (jak i każdy) był taki ciekawy,że chyba nie mrugałam,żeby sobie nie przerywać xD Mam tyle ulubionych momentów,ale chyba najlepszym był:" - HYUNG! ALE JA WCALE NIE POTRZEBUJĘ PSYCHOLOGA!" xD Bardzo lubię twój styl pisania :3 Przyjemnie się czyta :3 Normalnie cię podziwiam ^ Jak mogłaś przerwać w takim momencie? ;m; Będzie mnie skręcało z ciekawości ;__; Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział ^^ Hwaiting!
OdpowiedzUsuńOsobiście bardzo lubię ten rozdział, bo jest w nim wiele zabawnych momentów :)
UsuńDziękuję :*
Woooooooooooow *-*
OdpowiedzUsuńTen kruk mnie przeraził i ta osoba w czerni... ;-;
Mogę z dumą stwierdzić, że zrobiłaś wielki powrót <3
Rozdział jest wspaniały i te dołeczki Laya *-* rozpływam się :3
Kai niewyżyty osobnik chcący dobrać się do pościeli Hany xD
czekam na kolejny rozdział, weny~♥
Też uważam, że Kai jest niewyżyty ale żeby aż to tego stopnia by dobierać się do czyjejś pościeli XD. To chyba on to potrzebuje psychologa a nie mój Yeolli
UsuńRozdział bardzo dobry, jednak szkoda mi, że nie wynikło z niego żadnych nowych faktów. Oczywiście Hana znów miała wizję i coraz więcej tych scenek z EXOplanet i powolutku powolutku dochodzi do jakichś wniosków, więc to takie trzymanie w niepewności i budowanie fabuły xD OK, bardzo dobrze. Właśnie tylko szkoda, że taka urwana ta końcówka, bo bardzo ciekawa sytuacja.
OdpowiedzUsuńWiem, ale tak wyszło :)
UsuńObiecuję, że w następnym rozdziale nie zabraknie akcji ;]
A kiedy możemy się spodziwać tego następnego razu ;-)
UsuńW przyszłym tygodniu? ;)
OdpowiedzUsuńW którym odcinku Hana się z kimś zwiąże (). Jeśli można wiedzieć :)
OdpowiedzUsuńSama tego nie wiem ;)
UsuńOch, naprawdę? Dziękuję!Tym bardziej się cieszę, że ci się podoba :) A rozdziałów planuję duuuużo, więc się nie martw <3
OdpowiedzUsuńA kiedy następny?
OdpowiedzUsuńNominuję cię do Versatile Blogger Award. Więcej informacji:
OdpowiedzUsuńhttp://opowiadania-setsu.blogspot.com/2014/07/versatile-blogger-award.html
omomomo, cudooowny powrót! Tyle sie dzieje, uroczy Lay, kłotnia Baekyeolo , jakis napalony Kai, i ten kruk z dziwnym osobnikiem w czernni. :O Mimo iż było w miare spokojnie, i dużo zabawnych momentów, to tak końcówka dodała takiego mrocznego klimatu. Do Tego Hana przypomina sobie coraz to więcej, i dobrze, że po ostatnich wizjach w śnie, nie obudziła się, jak z koszmaru. ^^ W ogóle to czyżby podobał się jej Kai? A on był w niej zakochany? W sumie to podobne wrażenie mam z wątkami z Krisem. :O Trójkącik? Hue Hue XD Z niecierpliwością czekam na następny! :****
OdpowiedzUsuńMówiłam (pisałam) już, że uwielbiam twoje komentarze? XD Zawsze naprawdę fajnie podsumowujesz cały rozdział, co bardzo lubię czytać :)
UsuńChyba kiedyś coś tam wspomniałaś, keke. ;D
UsuńNo i ja nie umiem napisać zwykłego - wow, ile emocji było super. Ja muszę wszystko skomentować wręcz! Pokazać moje zaskoczenie, zdziwienie i tak dalej. ^^ Ciesze się, że lubisz moje komentarze. Ja za to lubię twoje twórczości Krystal! Pozdrawiam! :*
Też mi się tak wydaje ;D
UsuńNo to jesteśmy kwita! :) Już niedługo znów będziesz miała okazję, by wyrazić swoją opinię :*
W ten weekend :)
OdpowiedzUsuńTo kiedy następny?
OdpowiedzUsuńZaraz ;)
Usuń