To była środa. Zwykły
dzień. Właściwie godziny szczytu. Wszyscy wracali z pracy albo ze szkoły. Ja
zaliczałam się do tej pierwszej grupy. W zasadzie to powinnam pracować dłużej,
ale źle się czułam, dlatego szef wysłał mnie do domu. Ostatnio ciągle tak było
i bałam się, że stracę tę pracę. Zaczynałam podejrzewać czy aby nie jestem
*hipochondryczką...
W dodatku miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Może
byłam przewrażliwiona? Albo po prostu już odbijało mi przez życie w samotności?
Jedno wiedziałam na pewno - coś było nie tak. Modląc się, żeby głowa w końcu
przestała mnie boleć, przyspieszyłam nieco, poprawiając ciężką torbę na
ramieniu. Spojrzałam w górę, zasłaniając oczy dłonią. Letnie popołudnie było
dziś wyjątkowo upalne. Wkroczyłam w uliczkę sklepików i kawiarenek, gdy to się
stało.
Upadłam na ziemię,
przerażona odgłosem i wielkością wybuchu. Czułam jak grunt drga nieprzyjemnie
pode mną. Rozległy się okrzyki paniki i tupoty stóp. Luksusowa wystawa
biżuterii eksplodowała z hukiem. Kosz na śmieci wyleciał w powietrze. Szkło
poleciało we wszystkie strony. Z sercem bijącym niczym młot, powoli podniosłam
głowę, bojąc się tego, co zobaczę. Wokół mnie panował chaos. Dookoła walały się
fragmenty budynków, papiery. Samochody zaczęły się palić, więc nie czekając ani
chwili dłużej, poderwałam się w górę i zaczęłam uciekać tak jak inni. Niektórzy
ludzie byli ranni, dla innych nie było już ratunku. Nogi miałam jak z waty.
Usłyszałam przestraszone krzyki ludzi, mówiące o zamachu terrorystycznym. Czy
to mogła być prawda?
Niebo było zasłonięte
chmurą dymu i zasmolonym powietrzem. Zrobiłam kilka kroków, gdy kolejne wybuchy
opanowały ulicę. Zatrzymałam się, całkowicie zdezorientowana. Co jest grane?!
To nie mógł być zwykły wybuch gazu! To wyglądało tak, jakby nagle cały Seul był
bombardowany...
Usłyszałam za sobą
głuche pstryknięcie i w tym samym momencie ktoś na mnie wpadł i przygniótł
swoim ciężarem. Jęknęłam, czując jak boleśnie uderzyłam się w kolano. Po
sekundzie, która chyba trwała minutę, poczułam jak ktoś usiłuje mi pomóc wstać.
- Mianhe... Nie chciałem na ciebie wpaść - po
przejętym głosie, poznałam, że to chłopak. Chwyciłam go kurczowo za dłoń, a on
podniósł mnie w górę. - Gwenchana? - zapytał.
Spojrzałam na niego, kiwając
słabo głową. Był młody i opalony. Ciemne włosy miał rozczochrane na wszystkie
strony. Gdy jego wzrok spotkał się z moim, w jego oczach zobaczyłam szok.
Otworzył usta, by coś powiedzieć, gdy nagle nasze dłonie zostały brutalnie
rozdzielone. Kolejny wybuch.
Poczułam coś twardego w swojej dłoni, ale nie miałam czasu
spojrzeć co to, więc schowałam "obiekt" do kieszeni spodni. Rzuciłam
się w drugą stronę, by wydostać się z tego piekła. Nie wiedziałam, dokąd
uciekać. Miałam wrażenie, że gdzie nie pójdę, dzieje się to samo. Świadczyły o
tym pojedyncze ślady krwi na ulicy i coraz dalsze krzyki ludzi.
W końcu znalazłam dosyć
dużą wnękę w budynku. Schowałam się w niej, przytulając się do swoich kolan.
Miałam nadzieję, że te schronienie będzie odpowiednie na to, by to wszystko
przeczekać. Sięgnęłam do kieszeni spodni, spoglądając na przedmiot ze
zmarszczonymi brwiami. To był pierścionek. Choć bardziej mogłabym go nazwać
pierścieniem, ze względu na jego wielkość. Był dziwny. Nigdy takiego nie
widziałam... Trójkąt z dziwnym kółkiem pośrodku. Nic mi to nie mówiło...
Wiedziałam tylko, że przez przypadek musiałam zabrać go chłopakowi, który mi
pomógł.
Nie wiem, jak długo czekałam. Wydawało mi się, że czas się
zatrzymał. Zrobiło się ciemno i cicho. Zaryzykowałam i opuściłam kryjówkę.
Wróciłam na uliczki, które teraz były...puste. Żadnych śladów tego, co stało
się wcześniej. Zmarszczyłam brwi. Przecież wiem, co widziałam, tak? To na
pewno nie halucynacje...
Wtem usłyszałam kroki i
głosy, niedaleko siebie. Przywarłam do muru, by posłuchać.
- Nawet posprzątali - kpiący śmiech. - Nikogo nie zostawili.
- Nie chcą się wychylać, sam przecież wiesz.
Kolejne kroki, szczęk metalu i zapach papierosa.
- Kiedyś ustąpią, nie będą się wiecznie ukrywać.
- Myślisz, że się złamią?
Cichy śmiech.
- Nie. Na to są zbyt dumni.
Przez chwilkę panowała cisza. Kompletnie nie rozumiałam o
czym rozmawia ta dwójka mężczyzn. Czy to oni są odpowiedzialni za to wszystko?
Czy może ci drudzy?
- Nie rozumiem.
- Znajdziemy inny sposób, zaufaj mi.
Kolejne kroki. Z przerażeniem spojrzałam ziemię. Widziałam
blask latarki. Z szybko bijącym sercem, przesunęłam się odrobinkę w bok, by
mnie nie zauważyli. Niestety, nadepnęłam na coś szeleszczącego.
- Co to? - rozległ się ostry głos. - Kto tam jest?
Uciekać czy nie? Ludzie, rząd...Ktoś powinien o tym
wiedzieć. Niewiele myśląc, wyskoczyłam z uliczki, by po chwili wpaść w żelazny
ucisk. Próbowałam się wyrwać, ale na próżno.
- O kimś chyba zapomnieli - ironia zawarta w głosie niemal mnie przerażała.
- Gdzie oni są? Zerknęłam na mężczyznę,
stojące przede mną. Gruby, w czarnym garniturze i z papierosem w ręku. Dlaczego
nagle poczułam się jak w filmie?
- Pytałem, gdzie oni są!? - zniecierpliwiony zapytał po raz
drugi. Nie miałam zielonego pojęcia, o kim mówi.
- Ale kto? - mój głos wręcz drżał ze strachu.
Facet skrzywił się zirytowany. Cisnął papierosem o ziemię,
przygniatając go butem. Drgnęłam, przełykając ślinę.
- Nie pleć mi tu głupot! Gadaj! - podszedł do mnie.
Poczułam, że uścisk na moich ramieniach o dziwno zelżał.
- C-chodzi o tych, co zrobili te a-ataki? - wyjąkałam
szybko, mając nadzieję, że o to mu chodzi. Nie zadowoliła go ta odpowiedź.
- Szefie... - odezwał się ostrożnie, stojący za mną. - Może
nic nie widziała, może nic nie wie...- przez chwilę byłam mu wdzięczna za te
słowa.
- Zamknij się! Ja tu dowodzę!
- Ale...
- Powiedziałem coś!
Zapadła cisza. Mężczyźni
mierzyli się wzrokiem, a ja miałam złe przeczucia, jeśli chodziło o mnie.
Grubszy skinął drugiemu, po czym ten mnie puścił. Co dalej? Zanim jednak zdążyłam
pomyśleć, ten cały dowódca chwycił mnie za brodę, boleśnie wbijając palce w
moje policzki.
- Pytam po raz ostatni - syknął. - Gdzie ONI są?
- Nie wiem! - jęknęłam bezradnie. - Wszystko
wybuchało...Bałam się...Schowałam się i czekałam, aż to się skończy... Nikogo
nie widziałam ani nie słyszałam! Naprawdę! - wyrzuciłam z siebie to wszystko,
czując narastająca panikę. Byłam blisko łez.
Mówiłam przecież szczerą prawdę! Tylko czy ktokolwiek mi
uwierzy?
Facet puścił mnie, uśmiechając się wrednie.
- Chciałem po dobroci - powiedział, wyciągając spod
marynarki pistolet. Zamarłam. - To jak? - zapytał, a ja wiedziałam, że albo
dalej będę mówić swoje albo powinnam skłamać. Wybrałam to drugie.
- Oni... - zaczęłam, patrząc się na lufę. - Oni chyba
wrócili do siebie...
- Kłamiesz. Oni nigdy tam nie wrócą - wycedził. - Nie jesteś
mi już potrzebna...
Myślałam, że zemdleję ze strachu. On chyba nie chciał...
- Proszę... - szepnęłam błagalnie. - Jestem niewinna! -
dlaczego najgorsze rzeczy musiały spotykać właśnie mnie?
- Nie interesuje mnie to - odparł bez emocji. Drugi
mężczyzna zerkał na nas niepewnie. Było widać, że nie chciał tego, ale musiał
się słuchać swojego szefa. - Usłyszałaś za dużo - jak w powolnym tempie
widziałam jak naciska spust, więc zaczęłam się wycofywać, mając nadzieję, że
pistolet okaże się pusty.
Puściłam się biegiem,
słysząc za sobą głuchy odgłos strzału. Przez jedną sekundę myślałam, że chybił,
ale nie. Zdusiłam w sobie okrzyk bólu, gdy poczułam jak coś ostrego musnęło
moje ramię. Upadłam na kolana, natychmiast chwytając się za to miejsce.
Krwawiło. I to obficie. Zaczęło mi się kręcić głowie od tego zapachu. Położyłam
głowę na ziemi, oddychając głęboko.
Mężczyźni minęli mnie bez słowa. Chciałam zawołać po
pomoc, ale nie miałam siły, by to zrobić.
Nigdy nie
zastanawiałam się nad tym jak umrę. Zawsze w obliczu jakiegokolwiek
niebezpieczeństwa, gdy czułam, że nie ma już dla mnie nadziei, chciałam aby to
stało się szybko. Żeby nie czuć żadnego bólu. Życie jednak nie było dla mnie
tak łaskawe.
Nawet teraz, leżąc na
brudnej ulicy, wśród własnej krwi, nie liczyłam na niczyją pomoc. Wokół nie
było nikogo. Byłam sama. Jednak nie chciałam tak skończyć. Nie tutaj, nie w
takim miejscu...
Robiło się coraz chłodniej. W powietrzu unosił się zapach, przypominający ten, który
zostawał po odpalonych fajerwerkach. Mimo zimna, czułam jak robi mi się duszno.
Oddychało się coraz ciężej, a oczy powoli zachodziły mgłą. Nie mogłam myśleć o
niczym innym jak o bólu. Łzy bezsilności wkradły się w moje oczy. Bałam się.
Bałam się, że gdy zamknę oczy, przestanę istnieć. Nie byłam na to gotowa. Nie
teraz.
Nagle rozbłysło
światło...
To nie był samochód ani lampa uliczna. Nawet
latarka. Serce prawie wyskoczyło mi z piersi. Światło było tak białe, że prawie
oślepiało. Zmrużyłam oczy, by lepiej widzieć i z trudem podniosłam głowę.
Ku mnie kroczył wysoki
człowiek. Bardzo wysoki. Jednak w tej chwili dla mnie wyglądało to zupełnie
inaczej. Mężczyzna był odziany w białe szaty. Bił od niego spokój i opanowanie. Gdy
podszedł bliżej, dostrzegłam jego twarz. Była jasna i gładka. Blond kosmyki rozwiewał niewidzialny
wiatr. W każdej innej sytuacji uznałabym go za jakąś piękną
istotę, ale w tej chwili...był dla mnie jak śmierć. Czy tam spotkam więcej
takich istot?
Był kilka kroków ode mnie, a ja w przypływie strachu,
zaczęłam się odsuwać do tyłu, resztkami sił przytrzymując krwawiące
ramię.
- Nie... - powiedziałam bezgłośnie. – Proszę - choć to
był prawie koniec, nie chciałam umierać.
Obcy nic sobie z tego nie robił. Przykucnął
przy mnie...i bez żadnych problemów wziął mnie na ręce.
Nagle poczułam się bezpiecznie. Skoro śmierć jest tak szybka i przyjemna,
dlaczego ludzie się jej lękają?
Wtuliłam się w białe
szaty, czując ciepło na policzku. Kątem oka zauważyłam jego dłoń na mojej
ranie, którą uciskał. I podobny pierścień na jego palcu...Moje oczy
otworzyły się szeroko, a potem straciłam świadomość.
***
*hipohondryk - cierpiący na hipochondrię,
chory z urojenia, uskarża się na choroby, których nie ma.
Boskie opowiadanie i to jeszcze o EXO *-*
OdpowiedzUsuńJestem normalnie w siódmym niebie ^^
Długi, ciekawy rozdział...jakbym mogła czytałabym go w nieskończoność ;)
Czekam na następny z niecierpliwością!
Dużo weny życzę ;*
Fajny rozdział. EXO <3
OdpowiedzUsuń"To nie był samochód ani lampa uliczna. Nawet latarka. Serce prawie wyskoczyło mi z piersi. Światło było tak białe, że prawie oślepiało. Zmrużyłam oczy, by lepiej widzieć i z trudem podniosłam głowę. Ku mnie kroczył wysoki człowiek. Bardzo wysoki. Jednak w tej chwili dla mnie wyglądało to zupełnie inaczej. Mężczyzna był odziany w białe szaty. Bił od niego spokój i opanowanie. Gdy podszedł bliżej, dostrzegłam jego twarz. Była jasna i gładka. Blond kosmyki rozwiewał niewidzialny wiatr. W każdej innej sytuacji uznałabym go za jakąś piękną istotę, ale w tej chwili...był dla mnie jak śmierć. Czy tam spotkam więcej takich istot?" - podobał mi się ten fragment, nawet bardzo. Genialnie opisałaś tą postać. Potrafiłam się wczuć w rolę bohaterki i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że szybko się pojawi, bo skończyłaś w niezbyt zadowalającym mnie momencie. :P
W każdym bądź razie, życzę ci dużo weny, chęci i przede wszystkim czasu.
Pozdrawiam,
Black.
Super ^^ wciągnęło mnie i to bardzo *-*
OdpowiedzUsuńRobię sobie powtórkę. Mam nadzieję że więcej ludzi się na nowo zainteresuje Twoim opowiadaniem
OdpowiedzUsuńCieszę się :) Nawet nie wiesz, jak bardzo mi miło z tego powodu <3
UsuńMam taką nadzieję, obawiam się jednak, że wiele osób już po prostu o nim zapomniało... Ale nie winię ich, to zupełnie naturalne po tak długim czasie.
Mam też nadzieję, że już niedługo będziesz mogła doczytać kontynuację :)
Nawet jakbym chciała komuś przypomnieć, to nie mam komu. Albo się przyjaźnie rozpadły albo ludzie stracili zainteresowanie k-popem lub po prostu EXO.
UsuńMoże trzeba rozpromować te opowiadanie np. na jakich tematycznych grupach na facebooku. Ja facebooka już od kilku lat nie używam ale kiedyś to było moje główne źródło informacji.
Inny pomysł to może być opublikowanie tego opowiadania na dedykowanej stronie z opowiadaniami, np. asianfanfics.com. Minus jest taki, że większość opowiadań tam jest po angielsku. Zdarzają, się w innych językach, ale nie mają takiej siły przebicia.
Rozumiem cię doskonale, 5 lat to naprawdę dużo. Przykro mi z powodu utraconych przyjaciół :(
UsuńPewnie spróbuję gdzieś troszkę rozpromować bloga, choć nie robię sobie na to jakichś dużych nadziei. Nawet jeśli kilka osób wciąż będzie chciało poznawać dalszą historię, będzie to dla mnie wyzwanie :)