Obudziłam się obolała i
zmęczona. Otworzyłam oczy, nagle dostrzegając, że nie jestem w swoim pokoju.
Czyli to jednak nie był sen? Nie umarłam? Próbowałam rozejrzeć się po
pomieszczeniu, ale mój słaby wzrok uniemożliwiał mi to. Wszystko było
niewyraźne i nieco zamazane. Było mi ciepło. I miękko. I dlatego marzyłam,
by jeszcze na moment zasnąć. Wiedziałam, że nic mi już nie grozi. Tylko
pozostawało jedno ale. Gdzie ja właściwie jestem? Bo na pewno nie w
szpitalu.
Poruszyłam się niespokojnie, krzywiąc się z bólu.
Ramię wciąż mnie bolało, za to ból w kolanie jakby ustał.
- Obudziłaś się już...Hana?
Usiadłam automatycznie, słysząc czyjś głos. Zerknęłam w bok.
Przy oknie stała samotna postać chłopaka o ciemnych włosach. Wyglądał
nawet sympatycznie. W jego oczach zauważyłam troskę. Jednak mimo tego,
znów poczułam się zagrożona.
- Skąd znasz moje imię? - wychrypiałam. Moje gardło było
kompletnie wysuszone.
Chłopak podszedł bliżej, marszcząc brwi. Nic nie
mówiąc, sięgnął po szklany dzbanek, nalewając wody do szklanki.
- Proszę.
Spojrzałam nieufnie na wodę.
- Nie piję od nieznajomych...
- Znasz mnie - odparł, na co zamrugałam, bo naprawdę widziałam
go po raz pierwszy. Widząc moją reakcję, zatroskał się nieco. - Nie
pamiętasz? - zapytał.
Przygryzłam wargę, po czym pokręciłam głową. Zerknęłam
jeszcze raz na wodę, widząc coś błyszczącego. Ten widząc moje
zainteresowanie, obrócił ją drugą stronę, a ja zobaczyłam dziwny pierścień na
jego palcu, który wyglądał jak kropla wody. Wtem dotarły do mnie wszystkie
wspomnienia wczorajszej nocy.
Spojrzałam na niego ze
strachem, po czym jednym ruchem naciągnęłam na siebie kołdrę, chowając się pod
nią. Chyba zwariowałam... To już trzecia osoba z tak dziwnym pierścieniem.
To jakaś sekta czy co?!
- Z-zostaw mnie! - zawołałam zduszony głosem. - Idź sobie!
Nie wiedziałam, co robić. Ta cała sytuacja i tak wydawała mi się wręcz
nie realna. Byłam przerażona. Chciałam...Musiałam się obudzić. Ten
sen trwał już zbyt długo.
Usłyszałam cichy odgłos odstawianego szkła, a potem skrzypienie
drzwi.
- Suho?
- O co chodzi Luhan?
- Lay pyta, jak ona się czuje? - nastała
cisza. - Coś nie tak? Coś ty jej zrobił?
Wstrzymałam oddech pod kołdrą, ale szybko
zrezygnowałam z tego głupiego pomysłu. Potrzebowałam powietrza, a
robiło się duszno. Drgnęłam, słysząc kroki i zamykane drzwi.
- Hana?
Ktoś delikatnie próbował odkryć moją twarz. Zacisnęłam
kurczowo dłoń na materiale.
- Nie bój się - powiedział kojącym głosem. - Nic ci już
nie grozi - zapewnił. Przez chwilę rozważałam jego słowa. To było
dziecinne się tak ukrywać... - No już, odkryj się, bo się udusisz.
Zrobiłam to, o co
poprosił. Ściągnęłam z siebie kołdrę. Nade mną pochylał się śliczny chłopak. Wyglądał
jak z jakiegoś filmu. Chociaż nie. Bardziej jak anioł... Jego głos był
delikatny i sprawiał, że nie mogłam go nie posłuchać.
- No widzisz? To nie takie trudne - uśmiechnął się do
mnie.
Spojrzałam na niego wciąż rozkojarzona.
- Co się dzieje? - zapytałam cicho.
Luhan spojrzał na mnie, nie wiedząc, co powiedzieć.
Przez chwilkę myślał gorączkowo, a gdy się odezwał, głos miał niepewny.
- Nie wiesz? - usiadł na łóżku, wpatrując się we mnie
niespokojnie.
Zdenerwowałam się.
Irytowała mnie już ta cała sytuacja. Wczoraj o mało co nie zginęłam, a dziś
obudziłam się w obcym mi pokoju. W dodatku dziwnie się czułam... Niby
bezpiecznie, ale i tak wciąż byli to dla mnie nieznajomi. A
oni...Twierdzili, że mnie znają. Dziwne, prawda?
Zerknęłam na niego nieśmiało.
- Nie pamiętasz - stwierdził, przez co spuściłam
wzrok.
Westchnął lekko, jakby oczekiwał takiej odpowiedzi.
Utkwił wzrok w szybie okna, zamyślając się. Ja tymczasem ze zmarszczonymi brwiami, przyglądałam
się jego dłoni. Przygryzłam wargę, ostrożnie dotykając pierścień opuszkiem
palca. Drgnął, nagle zaalarmowany. Przez chwilę pozwalał mi na to, patrząc
na mnie z nadzieją.
Nagle przestałam. Kręcąc głową, odkryłam kołdrę.
- Co robisz?
- Dziękuję wam za pomoc - odparłam. - Ale czas już na mnie.
- Nie możesz teraz od tak sobie pójść! - zaprotestował,
wstając. - Musisz odpocząć!
- Odpocznę u siebie - nie zważając na jego słowa,
podniosłam się.
- Hana...Nie zmuszaj mnie...
Zamrugałam, widząc czarne plamki przed oczami. Słowa
chłopaka wydawały mi się strasznie odległe...Zakręciło mi się w głowie. Szybki
refleks Luhana, uchronił mnie od upadku. Oparłam głowę o jego tors, oddychając szybko.
- LAY! - wydarł się na całe gardło. - Lay, chodź tu
szybko!
Drzwi się otworzyły i przez moment mogłam usłyszeć
podniesione głosy, gdzieś w głębi domu. Kilka ciekawskich głów, zajrzało szybko do
pokoju. Chwilę potem gwar ucichł.
- Lay...
- Nic jej nie będzie Luhan, spokojnie.
Kolejny z chłopaków
przykucnął przy mnie, podczas gdy Luhan wciąż trzymał mnie w swoich ramionach.
W jego uścisku czułam się bezpiecznie, ale i niekomfortowo... Może i był miły,
ale...Był obcy, prawda? Chociaż on tak nie uważał.
Ktoś odgarnął mi włosy z twarzy - to był Lay. Zerknęłam
na niego słabo. Uśmiechał się. Chyba jako jedyny wydawał mi się normalny. Czułam bijącą od niego dobroć i spokój. Jakby jego aura uspokajała wszystko dookoła, w tym mnie. Trochę się rozluźniłam, ale wciąż czułam czerwony alarm, gdzieś z tyłu głowy.
- Połóżmy ją - zaproponował.
Blondyn ochoczo pokiwał
głową i po chwili z małą pomocą nowego chłopaka znów leżałam na miękkim łóżku.
Zawroty ustąpiły, ale wciąż czułam się źle. Przekręciłam się na bok,
przykładając zaciśniętą pięść do klatki piersiowej. Nieznośne bóle
znów dawały o sobie znać.
Tym razem to Lay usiadł obok mnie. Luhan zaś stał pod
ścianą, jakby w pogotowiu.
- Często tak masz - to nie było pytanie. - Jak długo?
Przygryzłam wargę. Skąd on wiedział? Nagle
poczułam się jak w szpitalu.
- Jesteś lekarzem? - wypaliłam. Luhan zachichotał.
Chłopak uśmiechnął się szeroko. Urocze dołeczki zagościły na
jego twarzy.
- Chciałbym - odparł. - Więc?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. W ogóle to czemu
miałabym mu cokolwiek mówić? Mój wzrok mimowolnie powędrował w
stronę blondyna. Ten pokiwał głową, jakby zachęcał mnie do powiedzenia
prawdy.
- Od jakiegoś czasu - wymamrotałam. Oboje wymienili
porozumiewawcze spojrzenia. - Ale to nic, naprawdę!
Lay miał przez chwilę nieodgadniony wyraz twarzy.
Rozmyślał nad czymś, po czym dotknął mojej dłoni. Wzdrygnęłam się na
tyle, że chciałam zabrać dłoń, jednak chłopak przytrzymał ją lekko.
- Nie bój się, zaraz poczujesz się lepiej - zapewnił.
Nie rozumiałam o czym mówił. Chłopak stojący pod
ścianą, poruszył się niespokojnie.
- Lay... - zaczął ostrzegawczo.
- Cicho Luhan.
Nie wiedziałam, co się
dzieje. Dlaczego zachowywali się tak dziwnie? Zupełnie jakby coś ukrywali. Spojrzałam
na Lay'a. Przez moment patrzył na mnie, a potem zamknął oczy. Mówił pod
nosem coś, czego nie rozumiałam. Miałam wielką ochotę parsknąć śmiechem.
Jednak sekundę później, mina mi zrzedła.
Poczułam ciepło. Moje ręce były zimne, więc zdziwiło
mnie to nieco. Ciepełko rozlało się po całym moim ciele, przynosząc ulgę. Ból
ustał. Za wyjątkiem tego w ramieniu.
Przez moment nie
dochodziło do mnie to, co przed chwilą miało miejsce. Do rzeczywistości przywrócił mnie dopiero
fakt, iż puścił moją dłoń.
- Lepiej? - zapytał z troską.
Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ale byłam w szoku. Czy
on miał jakąś moc? Był uzdrowicielem? Nie, to niemożliwe. Co to w
ogóle za bzdury?
- Lepiej - odparłam szczerze, wciąż patrząc na
niego jak na ducha. - Jak to zrobiłeś?
Zanim jednak chłopak zdążył odpowiedzieć, ktoś się wtrącił.
- To długa historia. Na pewno niedługo się dowiesz.
Luhan wyglądał na
przerażonego, ale i podekscytowanego jednocześnie. Zdążyłam go polubić,
ale nagle zaczął mnie irytować swoim zachowaniem. Chciałam wiedzieć, co
się dzieje. Dlaczego tu jestem i dlaczego nie mogę stąd wyjść. Natychmiast.
- A czemu nie teraz?
- No bo... - wydukał Lay z głupią miną.
- Nie zrozumiesz - dodał Luhan.
- Ale...
Wtem huknęło tak, że
futryna drzwi aż się zatrzęsła. Spojrzałam przestraszona w tamtą stronę. Ci,
którzy gdzieś tam się kłócili, ucichli, by za moment ponownie
rozpocząć żywą dyskusję. Zmarszczyłam brwi, a Luhan razem z Lay'em
zerwali się z miejsca, z wyraźnym zaciekawieniem wypisanym na twarzy.
Usłyszałam tylko: "Zostań tu" i już ich nie było.
Nie miałam zamiaru ich posłuchać. Wciąż nie
wiedziałam co jest grane i miałam zamiar dowiedzieć się wszystkiego na własną
rękę, skoro nikt nie raczył mi powiedzieć. Powoli wygramoliłam się z
łóżka, uważając na ramię, które wyglądało jakby wcale nie było zranione,
mimo iż wczorajszego dnia, zostało postrzelone. Wciąż jednak bolało i nawet
"magiczne" umiejętności tego chłopaka nie sprawiły, że było jak nowe.
Jak na palcach podeszłam do drzwi, przyciskając do nich
ucho. Słyszałam głosy, ale gwar był zbyt duży. Ile tam mogło być osób? Z
bijącym sercem, jakbym robiła coś złego, ostrożnie nacisnęłam klamkę i
minimalnie uchyliłam drzwi. Bingo.
W przestronnym holu było chyba
z dziesięć osób. Albo nie. Zaczęłam gorączkowo liczyć stojące
postacie, co nie było zbyt łatwe, bo niektóre ciągle się przemieszczały w
tę i z powrotem. Po kilku sekundach strasznego wysiłku, doliczyłam
się dwunastu osób. Dwunastu chłopaków.
Nie zdążyłam nawet pomyśleć, co to za zbiegowisko, bo
moją uwagę przykuła interesująca wymiana zdań. Wreszcie dało się
usłyszeć cokolwiek, dzięki interwencji pewnego wysokiego blondyna.
- Omo... - mruknęłam do siebie.
Znałam jego twarz. Widziałam go wczoraj, gdy
myślałam, że nie ma już dla mnie żadnej nadziei. To na pewno był on. Tylko
nie miał na sobie tych białych szat...
- Gdzieś ty był?! Całą noc żeśmy cię szukali!
- Mianhe...
- Wracasz po tylu godzinach, a twoim jedynym słowem jest przepraszam?
- Kris, uspokój się...
- To nie moja wina.
- A czyja Kai? - zapytał najspokojniejszy z chłopaków.
Położył mu dłoń na ramieniu, zerkając na niego dużymi oczami.
Nastała cisza. Wszyscy patrzyli tylko na jedną osobę,
oczekując wyjaśnień. Część z ulgą przez jego odnalezienie, a część wyraźnie
zdenerwowana.
- Zgubiłem pierścień, ale...
Jego dalsze słowa, zagłuszyły krzyki niedowierzania.
- Że co?!
- Chyba sobie żartujesz Kai...
- Czy ty właśnie zdajesz sobie sprawę, coś ty narobił?! -
Suho nie wytrzymał.
- Dajcie mi skończyć! - zawołał, próbując przekrzyczeć
swoich przyjaciół.
- Zamknąć się! - ryknął ktoś o blond włosach, z założonymi
ramionami. Wyglądał na najmłodszego i najbardziej znudzonego tą całą sytuacją.
Wszyscy ucichli. Suho spojrzał na niego krytycznie.
- Sehun, mówiłem, żebyś nie przeklinał...
- Ale to nie przekleństwo hyung...
- Czy ja mogę wreszcie coś powiedzieć? - zapytał głośno
Kai. Suho zrobił obrażoną minę i gestem ręki dał mu znać, by kontynuował.
- Nie mogłem wrócić na czas, bo nie mogłem się teleportować...
Zamrugałam, słysząc te
słowa. Tele...co? Nieco zbita z tropu, słuchałam dalej. Coraz
bardziej dochodziłam do wniosku, że to jakaś banda wariatów.
- To gdzie byłeś przez cały ten czas? - wtrącił się ktoś o
głębokim głosie. Był prawie tak wysoki, jak ten cały Kris, który mnie
uratował... - Zdążyliśmy posprzątać i odesłać ludzi, a ciebie nigdzie
nie widzieliśmy... - podrapał się po głowie.
- Byłem zajęty.
- Niby czym?
Chłopak zdjął z ramienia moją torbę, pokazując ją
innym. Jak mogłam ją zgubić?
- Znalazłem to - odparł, po czym uśmiechnął się szeroko. -
Znalazłem naszą królową...
Końcówka jest naprawdę dobra. Bardzo się cieszę, że piszesz o EXO. Sam pomysł wydaję się ciekawy, ale nie taki łatwy do przedstawienia. Całkiem nieźle piszesz, ale czasami czegoś mi brakuję. Nie zmienia to jednak niczego. Jestem serio zadowolona. Długo czekałam na tego typu opowiadanie. Będę czekać na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńcałkiem dobrze się zaczyna *-* mam nadzieję, że będziesz pisać dalej :D życzę mnóstwa weny ^_^
OdpowiedzUsuńjeeeeeej :D uwielbiam EXO, mam nadzieję, że będziesz to pisać dalej ^_^
OdpowiedzUsuńBez obaw - będę pisać dalej ;)
OdpowiedzUsuńOkej dopiero dziś to przeczytałam i no jakoś już miesiąc minął ,a ja nie wiem co dalej . Siooooł~` . Kiedy napiszesz dalej ??? .
OdpowiedzUsuń+ Boooziulkuu jak ty bosko piszesz . Omomomomomomomomo *.* Więc plosem o dalszą część . ;D
Ostatnio jestem trochę zabiegana :(
UsuńCały rozdział praktycznie w głowie, a nie mam, kiedy go spisać... Ale bez obaw! Jeszcze w tym tygodniu postaram się dodać posta :)
Będę bardzo happy jak go dodasz .przyokazji :3
OdpowiedzUsuń