- Chanyeol?
- Ne?
- Jak działają te wasze ochronne zaklęcia? - zapytałam pierwszą lepszą osobę, która akurat mi się nawinęła, ale też może dlatego, iż poszłam sprawdzić, jak on sam się czuje po kłótni, a raczej awanturze z Baekhyun'em.
Chłopak spojrzał na mnie przyjaźnie, ale mina mu zrzedła, gdy usłyszał moje pytanie. Ups. Najwyraźniej oczekiwał, że zapytam o jego nastój, a nie o coś, co w tej chwili było kompletnie nie istotne. Nie dla niego w każdym bądź razie.
- Masz na myśli...
- Mam na myśli to, iż TO miejsce jest niedostępne dla innych - wyjaśniłam szybko, ciekawa jego odpowiedzi. - Skoro do mieszkania możecie wchodzić i wychodzić wy, ja - zaczęłam wyliczać - osoby trzecie nie widzą i nie mogą go zobaczyć, prawda?
- Absolutnie - pokręcił głową.
- Naprawdę? W żaden możliwy sposób? - dopytywałam, coraz bardziej czując ulgę. Musiałam mieć pewność. Jeśli byłam śledzona, a i odwiedzałam chłopaków, mogłam ściągnąć na nich kłopoty.
- Dopóki każdy z nas nazywa to miejsce domem, to miejsce będzie bezpieczne - zapewnił, uśmiechając się blado. Zmarszczyłam brwi, a potem nagle zdałam sobie z czegoś sprawę. Chanyeol jakby czytał w moich myślach. - To też twój dom, Hana - ku mojej radości, jego uśmiech robił się powoli kolorowy.
- Chincha? - domem? Coś mi to przypomina...
- We are one, pamiętasz? - zagadnął głębokim głosem, zerkając na mnie z nadzieją i tak, jakby usiłował mi coś przekazać telepatycznie. Tylko co?
****
- Hana, przepraszam!
- Nie odzywaj się do mnie!
- Hana, proszę!
- Powiedziałam, że nie rozmawiam z Tobą!
Biegłam oświetlonym korytarzem, ocierając łzy rękawem, a stukot moich obcasów odbijał się echem po marmurowych schodach. Mokry tył pleców powodował niekontrolowane drżenie z zimna. Za sobą słyszałam szybkie i ciężkie kroki, więc wiedziałam, że z moimi małymi kroczkami, po prostu nie zdążę się dowlec do swojej komnaty, choć była już tuż tuż. Nie chciałam go widzieć. Nie teraz.
- Mam cię! - zawołał uradowany i nagle poczułam się jak w rozgrzanym piecu. Przytulił mnie od tyłu i za nic nie chciał puścić, mimo, iż bardzo uparcie próbowałam.
- Odczep się! Nienawidzę cię! - wymamrotałam płaczliwie, pociągając nosem. Chanyeol wciąż trzymał mnie w żelaznym uścisku, choć przestałam się już szarpać. Wiedziałam, co usiłuje zrobić. Chcąc nie chcąc, pozwoliłam mu się wysuszyć - temperatura jego ciała, jakby wskazywała okropnie wysoką gorączkę, choć oczywiście jej nie miał.
- Przepraszam, nie chciałem podpalić ci włosów, przysięgam! - przeprosił skruszony, kołysząc mną jak hamakiem.
- Ale to zrobiłeś! - wciąż byłam wściekła.
- Ale nic takiego się nie stało - odparł, za co miałam wielką ochotę go uderzyć. - Spójrz - odwrócił mnie przodem do siebie, po czym chwycił za kosmyk moich włosów. - Już odrastają - dodał łagodnie.
Rzeczywiście. Jak w przyśpieszonym tempie, potargane ogniem, jeszcze wilgotne końcówki włosów, odrastały w zaskakującym tempie. Jeszcze kilka minut i nie będzie nawet śladu! A dopiero co głupie wygłupy spowodowały nie mały pożar, a że byłam w pobliżu, to MI się oberwało. Jak zawsze. Cokolwiek któryś z tych głupków wykombinowali, zawsze ja byłam ofiarą. Albo Suho. Szczęście w nieszczęściu, że to właśnie Suho był obok i zdążył odpowiednio zareagować, bo inaczej przez ich idiotyczne żarty, zostałabym bez moich pięknych włosów. Miał kontrolować swoje emocje, a nie pozwalać im ulatywać na wszystkie strony!
- Masz szczęście - mruknęłam cicho, ale to usłyszał. Roześmiał się.
- Wiem! - odparł wesoło. - Zawsze mam - dodał, jakby po namyśle, szczerząc się jak idiota.
- Przysięgam, że jeśli jeszcze raz...
- Nie będzie następnego razu, Hana, przyrzekam - obiecał poważnie, ale widziałam, że kolejny śmiech cisnął mu się na usta...
- Nie przerywaj mi, Chanyeol - zagroziłam, ale sama byłam teraz już rozbawiona tą sytuacją. Nie mogłam się na niego gniewać. No chyba, że następnym razem zrobi coś naprawdę...nieprzewidywalnego. Bo podpalenie włosów czy czegokolwiek innego nie było wcale trudne do przewidzenia, zważając na jego odmienny humor.
- Wybacz - westchnął teatralnie.
- Więc jeśli jeszcze raz... - kontynuowałam, ale ten znowu mi przerwał.
- To co?
- To cię każę wtrącić do lochów! - fuknęłam z uśmiechem, a żeby podkreślić ten jakże dramatyczny ton, pacnęłam go w ramię. Udał, że go to bardzo zabolało.
- Królowa nie powinna tak traktować swoich przyjaciół - naburmuszył się odrobinkę, krzyżując ramiona. Teraz królowa, tak? A gdzie się podziała Hana?
Moje relacje z chłopakami była naprawdę dziwne. Niby byliśmy jedną, wielką rodziną, potężną rodziną, zważywszy na ich odmienne moce i na mnie samą, która odpowiadała za całe funkcjonowanie królestwa, ale... Na szczęście nie byłam z tym wszystkim sama, bo mogłam liczyć na każdego z nich, co mnie bardzo cieszyło. Poza tym...nie czułam się jakoś specjalnie kimś lepszym, wyższej rangi, choć byłam królową Exoplanet. Nawet oni nie traktowali mnie jakoś inaczej, mimo naszych bliskich stosunków, choć często dawali mi do zrozumienia, że to właśnie JA jestem najważniejsza. Od zawsze byliśmy po imieniu, spędzaliśmy ze sobą czas, choć podwładni mogli twierdzić, że to nie przystaje mojej osobie. Dlatego też poza murami, staraliśmy się zachowywać należną etykietę. Nie lubiłam tego, bo czułam się nieswojo, słysząc jak Exo zwracało się do mnie formalnie.
- Hana? - z rozmyślań wyrwał mnie głęboki głos. - Królowo? - dodał ciszej.
Spojrzałam na chłopaka z miną "nie nazywaj mnie tak". Nigdy nie czułam się królową, miałam swój własny świat, co prawda radosny świat będąc w nim razem z całą dwunastką. Nigdy też nie zasłużyłam specjalnie na ten szlachetny tytuł, nie zrobiłam nic odważnego ani dobrego, za co inni mogliby mnie podziwiać... bo byłam zbyt wielkim tchórzem. Byłam Haną. Po prostu Haną.
Mierzyłam się z nim wzrokiem. Zrozumiał. Zrozumiał, że czasem nasz los nie zależy od nas samych, a tak było w moim przypadku, jego i reszty chłopaków. Coś lub ktoś zadecydowało za nas, tak samo jak fakt, że to właśnie oni zostali obdarzeni mocami, które miały chronić planetę z pomocą królowej, którą okazałam się być ja. Nie mieliśmy na to wpływu i zapewne właśnie tym, gryzłam się cały czas. Że nie byłam odpowiednią kandydatką na to stanowisko. Nie ja. Nie z wadami, które posiadałam.
- Za późno - odburknęłam, po czym odwróciłam się na pięcie, wchodząc do komnaty i zamykając mu drzwi przed nosem.
***
- Hana?
Wyrwałam się ze wspomnień, spoglądając na swojego rozmówcę. Naprawdę śmiesznie było się przenosić wspomnieniami wstecz, by po chwili powrócić do stanu teraźniejszości i patrzeć na niego w zupełnie innym...wymiarze? Nie, to chyba nieodpowiednie słowo. Raczej w innym świecie...
- Miałeś kontrolować swoje emocje - przypomniałam mu jakbyśmy właśnie omawiali pogodę za oknem. Jego oczy momentalnie się rozszerzyły. Doskonale pamiętał.
- Mianhe - podrapał się po głowie zakłopotany, po czym uśmiechnął się lekko. - Choć moce ponownie do nas wróciły, naprawdę ciężko mi ją okiełznać. Na szczęście nie jest aż taka silna, by Baekhyun doznał oparzenia trzeciego stopnia...
- Chanyeol! - zawołałam niemal spanikowana. Odruchowo chwyciłam się za włosy, zaczesując je palcami do tyłu. Może i nie były tak piękne jak kiedyś, ale wolałam je jednak mieć. Rozbawiłam go swoją reakcją. Niemal dostał ataku chichotu.
- Obiecałem ci coś? - szybko spoważniał, widząc moją obawę. - To dotrzymam słowa - wstał, po czym poklepał mnie lekko po głowie. Cofnęłam się niemal natychmiast, zaalarmowana. - Co? - zamrugał zdziwiony.
- Parzysz...
- Mianhe - przeprosił. - Ale nie mam zamiaru znów ci podpalić włosów - zażartował.
- Jeśli to zrobisz, to wtrącę cię do lochów - oświadczyłam, próbując zdobyć się na władczy ton, co oczywiście zostało przez niego wyśmiane. Nie rozumiałam dlaczego, ale szybko się dowiedziałam.
- Zapomniałaś? Tutaj, nie mamy lochów!
- To do piwnicy? - próbowałam dalej. Chanyeol pokręcił głową.
- Wybacz.
Tupnęłam nogą, niczym mała dziewczynka, co wywołało u chłopaka ogromną salwę śmiechu, dlatego też, gdy nagle drzwi się otworzyły i pojawiła się w nich głowa Lay'a, wyglądał na zdenerwowanego. Nawet nie wiedział jeszcze, że przypomniałam sobie coś nowego.
- Lay-hyung? Coś się stało? - zapytał Chanyeol, nie kryjąc rozbawienia. Rzuciłam mu rozdrażnione spojrzenie. Coś czułam, że znajdzie się jeszcze kilka takich osób, które będą miały ze mnie ubaw i chyba mój umysł już obstawił tych godnych kandydatów...
- Chciałbym porozmawiać z Haną - przetarł oczy i zobaczyłam, że w dłoni trzymał okulary. Naprawdę ich potrzebował? Przyjrzałam mu się - wydawał się być bardzo zmęczony i śpiący. - Hana - zwrócił swój wzrok na mnie. - Myślę, że już wiem, dlaczego nie pamiętasz swojego życia tutaj.
O cholera.
***
- Co?!
- Naprawdę Hana...to jedyne logiczne wyjaśnienie - Lay był niezwykle poważny i nie mogłam mu nie wierzyć. Ale tak bardzo chciałam, by się też mylił...
Wpatrywałam się w te przeklęte pudełeczko leku psychotropowego, którego zawartość leżała właśnie na stole, że tak uznam "rozebrane" na czynniki pierwsze. Ciężko mi było uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałam, ale im dłużej przetwarzałam tę informację, dochodziłam do wniosku, że to musi być prawda. Lay spoglądał na mnie wyraźnie zmartwiony, Baekhyun już ze zdrową skórą dłoni, siedział obok mnie kompletnie zdezorientowany, a Chanyeol zaś skamieniały, jakby we własnym świecie.
- Więc to przez TO nic nie pamiętam? - zapytałam cicho.
- Ne - Lay pokiwał głową. - Lek ten nadużywany przez zdrowego człowieka, nie działa tak jak powinien, przez co skutki uboczne są mocniejsze, a niżeli powinny być. Nie ma takiego lekarstwa, które nie powoduje żadnych skutków ubocznych - ciągnął dalej, a mi się wyświetlił obraz Lay'a przeglądający przeróżne opakowania syropów i tabletek, czytających właśnie te efekty uboczne. - Ale w twoim przypadku, ktoś kto ci go podał, kompletnie nie zważał na twój stan psychiczny, faszerując cię nimi tak długo, aż straciłaś wszelkie wspomnienia z tego życia - zakończył brutalnie.
- Hyung, skończ...to okropne - odezwał się Baekhyun szeptem.
- Wiem - westchnął ciężko. - Ale jestem tego pewien. Żaden zdrowy człowiek nie może używać tego typów leków, bo to odbije się na jego zdrowiu, nie tylko psychicznym, ale w mniejszym lub większym stopniu, też fizycznym. Najwyraźniej twój organizm zareagował tym, że "wykasował" ci pamięć - oznajmił.
Powinien być dumny ze swojego odkrycia, ale widać było, że to nim wstrząsnęło i sam nie spodziewał się takiej diagnozy. Ja sama też nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, choć już wcześniej Lay stwierdził, że ta sprawa z tymi wspomnieniami jest mocno podejrzana. No bo jak to właściwie było? Żyłam sobie od tak, nic nie wiedząc o sobie i o świecie, w którym żyłam? Jak mogłam tak funkcjonować? No jak?
- Co to za lek? - zaryzykowałam pytaniem. Zagryzłam wargę, czekając jakby na wyrok.
- Leki psychotropowe, to leki, które stosuje się przy zaburzeniach psychicznych...
- Że niby Hana jest nienormalna?! - Chanyeol oburzył się.
- Nie! - chłopak zaprzeczył natychmiast. - Zaburzenia psychiczne to utrudnienia funkcjonowania społecznego lub psychicznego jednostki, noszące znamiona cierpienia i...
- Po koreańsku, hyung! - błagał Baekhyun. - Myślisz, że cokolwiek zrozumiemy z tej lekarskiej gadki? - wszyscy siedzieliśmy jak na szpilkach, więc nie dziwiłam się, że chłopak wybuchnął. Położyłam mu dłoń na ramieniu, by się uspokoił, bo wydawało się, że był tym bardziej przejęty niż ja sama.
- Arasso - przytaknął zmęczony, po czym dodał: - Najprościej mówiąc... - urwał na moment, uważnie dobierając słowa. - Najprościej mówiąc, ktoś kto podawał ci ten lek, Hana, uznał, że jesteś niezrównoważona psychicznie.
- A-ale jak to? - wyjąkałam słabo. To jestem nienormalna czy nie? Co ty gadasz, Hana? Jesteś jak najbardziej normalna, ale nienormalnie. Normalna-nienormalnie, czaisz? Bo jesteś INNA.
- Główną przyczyną jego podawania są zaburzone procesy myślenia, urojenia...i halucynacje.
- Kto ma halucynacje?
Cała nasza czwórka wręcz podskoczyła na swoich krzesłach, nagle oderwana od rzeczywistości. Zszokowana tą informacją, spojrzałam smutnym wzrokiem na Kai'a, który wydawał się być w znacznie lepszym humorze, niż my. Odpowiedziała mu cisza, przerwana trzaskiem drzwi wejściowych. Ktoś jeszcze przyszedł?
- Czemu macie takie miny? Ktoś umarł czy co? - zagadnął beztrosko, wchodząc do kuchni. Wziął jedno z jabłek, patrząc na nas spokojnie.
- Chodzi o Hanę... - odezwał się cicho Baekhyun. Wyłączyłam się z tej rozmowy, bo nie chciałam słuchać tego po raz drugi. I to był chyba błąd, bo nawet nie wiem, kiedy to się stało.
Rozległ się głuchy huk, potem ponowny, tym razem głośniejszy, jakby trzask zakupów, a na sam koniec odgłos jakby rozwalających się krzeseł. Gdzieś w tle usłyszałam krzyki. Nawet nie zdążyłam nic zarejestrować, ani odpowiednio zareagować, to wszystko działo się tak szybko. Jabłko Kai'a poturlało się po podłodze, Kris upuścił zakupy, niczym wściekły smok, rozwalając je, a Lay...Lay po prostu upadł.
- Lay! - z prędkością światła, znalazłam się przy nim, zresztą nie tylko ja. Co mu się stało? Był chory? Moje serce zabolało, zasłonięte strachem o niego. Dotknęłam jego twarzy, która była dziwnie chłodna. I bardzo blada.
- Widzisz? To twoja wina!
- Zejdź z niego, lepiej spójrz na siebie!
- Masz coś do mnie?
- Zdenerwował się, bo to już dzisiaj drugie zakupy, Kris-hyung!
- Trzeba było trzymać język za zębami!
- PRZESTAŃCIE! - krzyknęłam głośno i aż sama się zdziwiłam, że udało mi się ich przekrzyczeć. Nie mogłam rozumieć, jak w jednej chwili wszystko runęło jak domek z kart...
Co się właściwie stało?
***
Siedziałam na krześle, obok łóżka, w którym leżał Lay. Dopiero teraz, gdy spał, wyraźnie osłabiony, tak niewinnie niczym dziecko, można było zauważyć, że to wszystko była wina zmęczenia. Ale gdzieś tam w środku, czułam...że to przeze mnie. Z tego, co usłyszałam, zanim Luhan pomógł mi "przetransportować" Lay'a do jego pokoju, wynikało, że spędził nad rozszyfrowaniem składu mojego leku kilka bezsennych nocy... To chyba wszystko wyjaśniało.
Nie chciałam, by osoby, na których mi zależało, cierpiały. Nieważne w jaki sposób, ale po prostu nie chciałam tego. A przeze mnie, to właśnie Lay musiał regenerować siły, które zaingerował we własne badania, co prawa trafne, ale... Zrobiło mi się tak cholernie przykro, że mimowolnie łzy napłynęły mi do oczu. Nie mogłam ich powstrzymać. Patrząc na niego, gdy spał kamiennym snem, wydawał mi się być tak bliski, tak bardzo podobny do mnie samej pod względem charakteru. Może to dlatego tak dobrze mi się z nim rozmawiało?
- Hana, nie płacz...
Spojrzałam na Lay'a, który najwyraźniej się obudził i spoglądał na mnie spod półprzymkniętych powiek. Szybko otarłam łzy rękawem.
- Mianhe...
- Nie przepraszaj, wszystko będzie dobrze - wymamrotał sennie.
- Nie musiałeś tego robić - stwierdziłam cicho, by dać mu do zrozumienia, że powinien też zadbać o samego siebie, a nie zarywać noce. To, że miał moc uzdrawiania, nie znaczyło, że mógł sobie na to pozwolić. A raczej sam siebie chyba nie uzdrowi, prawda?
- Ale chciałem - uśmiechnął się słabo, a jego policzkach pojawiły się dołeczki. - Musiałem wiedzieć, co ci jest.
- Komawo - uśmiechnęłam się delikatnie. - A teraz odpocznij, proszę - dodałam, by przestał się w końcu wysilać i ponownie zasnął. Wiedziałam, co to znaczy być wyczerpanym i osłabionym, bo często miewałam ten stan.
Lay zamknął oczy, a gorąca łza spłynęła mi po policzku. Świat był okrutny. Moje życie było okrutne. Wciąż nie pamiętałam chłopaków, tak jakbym chciała, co bardzo wszystko utrudniało. Nie potrafiłam określić, jaka była moja więź z poszczególnymi osobami, choć miałam swoje małe domysły. To było tak frustrujące, że aż wręcz bolało! Dlatego też, widząc Lay'a w takim stanie, serce mi się krajało...
Drzwi pokoju uchyliły się. Spojrzałam w tamtą stronę, widząc twarz Kai'a. Momentalnie się spięłam, nie dlatego, że działał mi na nerwy (to też), ale dlatego, że znałam go już na tyle, żeby stwierdzić, że nie przyszedł tu od tak. Znów coś kombinował?
- W porządku? - zapytał cicho. Nie odpowiedziałam, wlepiając wzrok w śpiącego chłopaka. Kai cichutko zamknął drzwi i wszedł do środka. Podszedł bliżej, spoglądając na swojego przyjaciela.
- Nic mu nie będzie - czy on właśnie próbował mnie pocieszyć? Westchnęłam lekko.
- Co się właściwie stało? - zapytałam go, nie patrząc jednak na niego. - Zamyśliłam się na moment, a potem...
- Um... - Kai podrapał się po szyi, nie wiedząc od czego zacząć. - Zaraz za mną wszedł Kris z zakupami. Lay-hyung powiedział mu, co właśnie odkrył, Kris-hyung się wkurzył i walnął zakupami w podłogę, od tak cała historia...
- Kai... - ostrzegłam go cicho, bo nie byłam aż tak głupia, by uwierzyć w taki koniec tej historii. Zmrużyłam oczy, patrząc na niego groźnie.
- ... no i tym razem to Lay-hyung się zdenerwował, nakrzyczał na niego, że dopiero co hyung'owie roztrzaskali zakupy i w końcu...stracił przytomność. - odchrząknął. - To wszystko, przysięgam - zapewnił, spoglądając na mnie. W jego oczach nie ujrzałam jednak kłamstwa. Zacisnęłam usta, a swój wzrok z powrotem przeniosłam na Lay'a.
- To moja wina - westchnęłam ciężko, czując wyrzuty sumienia.
- Aniyo, nie możesz tak myśleć - Kai zaprzeczył natychmiast. Przysunął sobie krzesło obok mojego. Zabawne. W tej chwili pewnie wyglądaliśmy jak odwiedzający, którzy przyszli zobaczyć chorego.
Nie odpowiedziałam. Zerknęłam na niego przelotnie. Kai siedział cicho, co było do niego niepodobne. W tej chwili nie przypominał Kai'a, który rzucał głupie teksty i prowokował - milczał, kiedy naprawdę tego potrzebowałam. Wtem poczułam na swojej dłoni delikatny, prawie, że nieśmiały dotyk, który zapewne miał mi dodać otuchy, ale...Natychmiast przypomniałam sobie dzisiejszy sen, a raczej wspomnienie, gdzie Kai mi dokuczał, czego efektem było spadnięcie na ziemię, a raczej na niego samego. Nagle poczułam się jak rażona piorunem, bo siedzieliśmy tak blisko siebie, w dodatku w jego oczach znów zobaczyłam tę znajomą słabość i tęsknotę. Serce zabiło mi szybciej. Cholera.
- Pójdę już - wyrwałam szybko swoją dłoń z jego uścisku i ruszyłam ku drzwiom. Wpadłam w panikę, zupełnie nie wiedziałam dlaczego. A może dlatego, że nie rozumiesz swojej relacji z Kai'em?
- Hana...poczekaj! - usłyszałam za sobą, ale nie miałam zamiaru się go posłuchać. Moje myśli wirowały, emocje wzięły górę. Opuściłam pokój w tempie ekspresowym, ale jeśli łudziłam się, że tym sposobem znajdę się dalej od niego, myliłam się. Dopadł mnie, tuż po przekroczeniu progu.
- Poczekaj - stanowczo chwycił mnie za ramię, obracając ku sobie. Spojrzałam na niego zła, zirytowana. Czułam wcale nie chciane wypieki na policzkach. Co jest ze mną nie tak?
- Co? Co ty znów kombinujesz?! - warknęłam poruszona, po czym zdając sobie sprawę, że wręcz cytowałam swoje słowa z życia na Exoplanet, zatkałam sobie usta dłonią, jak dziecko, które zdradziło jakąś tajemnicę czy sekret.
Kai zamrugał, po czym spojrzał na mnie trochę zszokowany. Jednak jego twarz szybko pojaśniała, więc wiedziałam, że już wiedział, zrozumiał... W dodatku ja sama wyglądałam pewnie na przerażoną, a wszystkie moje myśli miałam wypisane na twarzy. Byłam zdenerwowana. Nie, to nieodpowiednie słowo. Byłam wkurzona. Byłam wkurzona, bo irytował mnie fakt, że wspomnienia, które odzyskiwałam, nie były pewne. Urywały się w najważniejszym momencie i zostawiały niedosyt, jak niedokończona bajka, której zakończenia długo nie można było poznać. Tak przynajmniej było w przypadku Kai'a.
Chłopak już otwierał usta, by coś powiedzieć, ale dzięki Bogu nagle dołączył do nas Kris. Chyba jeszcze nigdy się tak nie cieszyłam! Spoglądał to na mnie, to na swojego przyjaciela, dlatego też Kai puścił moje ramię natychmiast. Jego wyraz twarzy był nieodgadniony, więc naprawdę ciężko było przewidzieć o czym w tej chwili myślał. Wydawało mi się jednak, że był przygnębiony i chyba chciał ze mną porozmawiać. Tak przynajmniej czułam.
- Kai... - odchrząknęłam. - Myślę...myślę, że powinieneś już wrócić do Lay'a... - wymamrotałam, patrząc w podłogę. Ten nic nie odpowiedział, ale czułam jak świdruje mnie wzrokiem.
- Arasso - ciche kroki, a potem zamknięcie drzwi.
- Pokłóciliście się? - zapytał Kris podejrzliwie. Wyglądał jakby nie był zachwycony tym, że "przyłapał" naszą dwóję na rozmowie.
- Aniyo... - mruknęłam cicho. - Tylko...rozmawialiśmy...o tym...co się stało - dodałam bez życia, bo po dowiedzeniu się prawdy o leku, który prawdopodobnie wymazał moje wspomnienia z życia na Ziemi i omdleniu Lay'a, nie miałam już siły na nic. Nawet na głupią rozmowę.
- To moja wina, mianhe - przyznał skruszony. Zerknęłam na niego zaskoczona. - Mój wybuch był główną przyczyną tego wszystkiego...
- Nie, to moja wina - nie chciałam, by obwiniał się za to. Co prawda jego zachowanie było zbyt przesadzone, ale gdyby Lay nie spędzał bezsennych nocy z mojego powodu, taka sytuacja nie miałaby miejsca. Naprawdę czułam potworne wyrzuty sumienia. Chciałabym jakoś pomóc im, sobie, bo wydawało mi się, że tylko sprawiałam problemy zamiast pomóc. A jak ty masz zamiar im pomóc? No jak? Jesteś bezużyteczna. Nieprawda... Prawda.
Zmęczona oparłam się o ścianę. Byłam już wykończona tym wszystkim - tym, że nie znałam prawdziwej siebie, nie miałam żadnych wspomnień z życia na Ziemi, a te z Exoplanet powolutku wracały, ale to jeszcze nie było to. Chciałam pamiętać już wszystko, by mieć czystą i jasną sytuację. Nie byłam cierpliwa, więc to było dla mnie naprawę trudne.
- Dobrze się czujesz? - zapytał Kris, przyglądają mi się badawczo. - Źle wyglądasz.
Spojrzałam na niego bezradnie, jakby jego piękna twarz miała mi pomóc. Miałam wielką ochotę podejść do niego i po prostu się przytulić. W jego osobie było coś, co mnie do niego ciągnęło, ale i jednocześnie odpychało ze względu na wyraz jego twarzy, który był zwykle obojętny, a czasem wręcz straszny. Wiedziałam jednak, że to tylko głupia maska...
- Yah, Hana - w jego głosie usłyszałam troskę. - Słyszysz mnie? - dodał, widząc, że ledwo trzymałam się na nogach.
Ale ja już byłam gdzie indziej.
***
- Jesteś dzisiaj strasznie nerwowa - zauważył. Splótł delikatnie swoje palce z moimi. Niby taki zwykły dotyk, ale dzięki temu zawsze czułam się lepiej. Nie odpowiedziałam, zaciskając usta. - Co tym razem? Mnóstwo papierkowej roboty, wtrąciłaś kogoś do lochów czy może ktoś ci nadepnął na odcisk? - zażartował. Bingo.
- Kai mnie wkurza - wyznałam szczerze.
Kris poruszył się niespokojnie, przez co zjechałam odrobinę z jego ramienia. Mruknęłam pod nosem, niezadowolona. Był wieczór, a słońce powoli zachodziło, przez co w mej komnacie robiło się coraz ciemniej. Zza uchylonego okna było słychać cichutkie odgłosy świerszczy. Lubiłam tę porę dnia. Teraz też leżałam wtulona w jego objęcia, bawiąc się jego palcami.
- Kai? - zapytał. - Mam go skrzyczeć? - nie musiałam nawet podnosić wzroku, a i tak czułam, że się uśmiecha.
- Nie - odparłam. - Sama mogę to zrobić - jak zwykle uważałam, że sama dam sobie radę.
- Wiesz, że na nim nie robi to żadnego wrażenia? - droczył się ze mną.
- Wiem! - jęknęłam zirytowana. - Powtarza mi to za każdym razem, głupek jeden... - burknęłam, wściekając się na samo wspomnienie takich sytuacji. A było ich już tyle, że nie mogłam zliczyć.
- Dajesz mu zbyt wielką swobodę - w jego głosie usłyszałam nutkę zazdrości. - Pozwalasz mu na zbyt wiele.
- To nie prawda - zaprzeczyłam, natychmiast siadając. Wlepiłam w niego wzrok. - Taki ma już charakter i tyle - czy ja go właśnie broniłam? Tego głupka? Niemożliwe...
- Jest bezczelny i tyle - skomentował krótko, niemal mnie papugując.
Wydymałam usta, patrząc na niego z góry, podczas gdy on wciąż leżał na moim łóżku. Swoją białą koszulą, praktycznie zlewał się ze śnieżnobiałą pościelą. Blond grzywka lekko zafalowała, gdy nagły podmuch wiatru wdarł się przez okno. Podparł się na łokciu, spoglądając na mnie intensywnie. Rzuciłam mu spojrzenie "nie patrz tak na mnie", rumieniąc się odrobinkę. Ten zaśmiał się beztrosko. Uwielbiałam takiego Krisa, bo z natury miał dwie strony. Na pierwszy rzut oka wyglądał na chłodną i nieprzystępną osobę, czym zasłużył sobie na niezbyt pochlebne zdanie wśród mieszkańców. Ale z drugiej strony był dobrym człowiekiem - troszczył się od innych i choć czasami był stanowczy i ganił młodszych przyjaciół, potrafił się uśmiechać.
- Jesteście przecież przyjaciółmi, nie mów tak o nim - zauważyłam spokojnie. Może, a raczej na pewno, Kris miał rację. Kai był bezczelny. Ale był też na swój sposób sobą - to właśnie część jego osobowości. A wydawało mi się, że w mojej obecności potrafił być inny. Z bezczelnego i popisującego przed innymi, zmieniał się w uczuciowego i wrażliwego chłopaka.
- Stwierdzam tylko fakt - odparł, uśmiechając się łagodnie. - Nie myśl o nim, gdy ja tu jestem - dodał, jakby z pretensją. Wydawało mi się, że nie lubił, gdy wspominałam o nim. Ja sama myśląc o Kai'u w obecności Krisa, czułam się źle. Tak jakbym go oszukiwała...nienawidziłam tego uczucia. - Chodź - chwycił mnie za dłoń, przyciągając do siebie.
Wtuliłam się w niego, natychmiast się rozluźniając. Jego silne ramiona powodowały, że czułam się bezpieczna, a bijące serce było jakby kołysanką, przez którą robiłam się senna. Poczułam jego dłoń, która uspokajająco gładziła mój chłodny policzek. W komnacie było już prawie ciemno i wiedziałam, że jeśli zasnę, jego już rano nie będzie. Nie chciałam go jednak prosić, by został. Musiałam uporządkować swoje myśli.
Sama nie wiedziałam, czego chcę, czego pragnę. Wydawało się być, że jestem szczęśliwa i byłam, ale miałam zbyt duży mętlik w głowie i nie wiedziałam czy powinnam się kierować sercem czy może rozumem. Czy powinnam kochać czy nienawidzić? Czy wybrać przyjaźń czy miłość? I co najważniejsze: czy byłam zdolna do kochania tylko tej jednej, najważniejszej osoby w życiu? Może nie byłam do tego stworzona? Może powinnam cierpieć w samotności? Wyrzuty sumienia dręczyły mnie tak długo, aż odpłynęłam do krainy Morfeusza.
***
Nawet nie wiedziałam, kiedy zamiast przytrzymać się ściany, znów byłam w jego ramionach. Czas zwolnił, prawie się zatrzymał. Nie mogłam się ruszyć, wypowiedzieć jakiegokolwiek słowa, choćby najprostszego czy nie mającego żadnego sensu. Po prostu zawisnęłam jak nieruchoma lalka, wpatrując się w jego twarz, na której malowała się troska. Przez sekundę czy dwie, marzyłam, by ta chwila trwała wiecznie, ale rozum szybko się zbuntował, a mózg zaczął teraz pracować jak na najwyższych obrotach. Nie mogłam kontrolować swojego serca, które zaczęło być własnym rytmem.
- Co zobaczyłaś? - szepnął niskim głosem, który spowodował, że musiałam zamrugać dwukrotnie, żeby pozbyć się sprzed oczu tego obrazu wspomnień.
- Nic ważnego - odparłam drżącym głosem chcąc się wyswobodzić z jego uścisku, ale był dwa razy mocniejszy, niż Kai'a. Wiedział, że kłamałam. Wiedział, że to coś związane z nim...
- Więc spójrz na mnie - poprosił, bo widział moje zdezorientowanie. Pokręciłam głową niczym dziecko, odmawiając kontaktu wzrokowego.
Ten się nie poddał. Podciągnął mnie w górę, opierając o ścianę tak, że byłam teraz w pułapce. Nie mogłam się z niej wydostać, choć uparcie próbowałam. Wpatrywał się we mnie uważnie, jakby chciał odgadnąć moje myśli. Ta chwila była mieszaniną oczekiwania i bólu. Kris czekał, ja biłam się z myślami. Jednak nie mogłam się z nim nimi podzielić. Jeszcze nie teraz. Kris, mianhe...
- Puść...
- Co zobaczyłaś? - nalegał.
- Powiedziałam, puść! - rozkazałam, lekko podnosząc wzrok. Kris odsunął się mimowolnie, dając mi więcej przestrzeni, a ja poczułam, że w oczach zaczęły mi się formować łzy.
- Hana... - szepnął czule, dotykając mojego policzka.
- Nie utrudniaj - wydusiłam słabo. - Nie utrudniaj mi tego Kris, jebal - poprosiłam, zanim bez słowa, wyminęłam go i wręcz wybiegłam z mieszkania. Nie miałam zielonego pojęcia, że długo po tym jak wyszłam, Kis wciąż stał w holu, uderzając z rozpaczy pięścią w ścianę.
***
Całymi dniami zadręczałam się wspomnieniami. Szczególnie analizowałam wspomnienie z Krisem, bo choć strasznie chciałam, nie mogłam dojść do tego, kim właściwie był kiedyś dla mnie Kris. Był kimś więcej niż tylko przyjacielem? I ten Kai...Oh, jakie to irytujące! Ze złości chwyciłam pierwsze, co miałam pod ręką, a mianowicie telefon i cisnęłam nim przez pokój. Usłyszałam głośny trzask, więc pobiegałam w tamtym kierunku. Telefon, a raczej jego części były porozrzucane w kącie. Cudownie. Po prostu cudownie. Skarciłam samą siebie za tak dziecięce zachowanie, ale nie mogłam inaczej. Widać byłam za słaba psychicznie na to wszystko, co działo się dookoła, a raczej co się działo wokół mnie i chłopaków.
Wychodząc z pokoju, natknęłam się na poranną gazetę, która leżała na stole. Westchnęłam ciężko, widząc na pierwszej stronie ogromy artykuł, który głosił, że w mieście prawdopodobnie działają jakieś grupy terrorystyczne, bądź gangsterzy robiący jakieś czarne interesy. Ostatnio tak często można było słyszeć o jakiś napadach, wybuchach, że byłam niemal przekonana, że to nie były zwykle przypadki. Kiedyś bym w to uwierzyła, ale teraz nie.
Podeszłam do okna i wtedy zamarłam. Mieszkałam nisko, więc nie było wcale trudno dostrzec znajomą, ale też nieznajomą osobę w czerni, która stała na zewnątrz, która spoglądała w moje okno i we mnie samą. Czy to jakieś cholerne deja'vu?! Odsunęłam się szybko na bok, zsuwając się po ścianie. Eotteoke? Zaczynałam żałować, że nie powiedziałam o tym Chanyeol'owi, Kai'owi czy Kris'owi, gdy miałam okazję. Myślałam, że to tylko omamy, ale jak widać nie...To był nasz wróg czy może ktoś zupełnie inny? Wszystko jedno, i tak byłam przerażona. Byłam też wściekła na samą siebie, że zniszczyłam komórkę. Dlaczego Kai się pojawiał akurat wtedy, gdy nie chciałam go widzieć? Teraz by się przydał... I tak go nie chcesz widzieć, nie teraz, tak samo jak Krisa. Czy ja wiem? Ale teraz...wręcz pragnęłam towarzystwa któregoś z nich, szczególnie Kai'a, gdyż ten mógł się tutaj teleportować w każdej chwili. Zapomniałaś, że mu tego zakazałaś? Och, racja. Idiotka ze mnie. Zdecydowanie. Ej!
W drodze do pracy, byłam zamyślona. Najlepiej nie wychodziłabym z mieszkania w ogóle, wolałabym przeznaczyć ten czas na rozmyślanie we własnym łóżku. Miałam zbyt dużo na głowie, żeby przejmować się czymś takim naturalnym jak praca. Poza tym, zdałam sobie sprawę, że teraźniejsze życie niezbyt mnie obchodziło. Ostatnio tak bardzo zostałam wciągnięta w przeszłość, że pragnęłam ciągle do niej wracać, wracać..i najlepiej nie powracać...do okrutnej rzeczywistości. Rzeczywistości, gdzie nic dla mnie nie było jasne, a sprawy zagmatwane.
- Hana!
Znajomy głos wyrwał mnie z poplątanych myśli. Rozejrzałam się dookoła, ale nie zobaczyłam nikogo, kto by mnie wołał. A prócz Exo praktycznie byłam anonimowa w całym Seulu, bo nie miałam nikogo bliskiego na tyle, żeby nawiązać z nim jakieś bliższe stosunki, niż "współpracownicy". Ale nie przeszkadzało mi to za bardzo. Miałam w sobie coś z samotniczki.
- Yah, Hana! - wytężając wzrok, nareszcie zlokalizowałam dźwięk głosu, który należał do Tao. Podbiegł do mnie, uśmiechając się lekko. Wydawało mi się jednak, że w tym uśmiechu było coś wymuszonego. Był jakiś przygaszony... - Gdzie idziesz? - zapytał przyjaźnie.
- Do pracy - odparłam, przyglądają mu się. - Coś się stało? - dodałam ostrożnie. Nie miałam zielonego pojęcia, co się działo po moim wyjściu podczas mojej ostatniej wizyty u nich. Jego uśmiech zniknął. Wyglądał jakby był zły na samego siebie, że nie potrafił odpowiednio diobrze ukryć swoich emocji.
- Skąd wiesz? - przyznał smutno.
- Mollayo - zmieszałam się. - Tak czuję...
Tao spojrzał na mnie i przez sekundę czy dwie, zauważyłam na jego twarzy cień uśmiechu. Było to tylko chwilowe, ale miałam nadzieję, że jeśli mi powie, poczuje się lepiej. Nagle poczułam, chociaż nawet nie...wiedziałam, że kiedyś, gdy coś mnie gryzło, biegłam z tym do...Lay'a. Zawsze mnie wysłuchiwał i nigdy nie osądzał. A cokolwiek powiedziałby mi Tao, zaakceptowałabym to. Tak przynajmniej myślałam...
- U Was wszystko w porządku? Jak się ma Lay? - dopytywałam, wciąż dręczona sumieniem. Tęskniłam za nimi...
- Lay już wrócił do świata żywych - zażartował, czym mnie rozbawił.
- To dobrze - poczułam lekką ulgę. Jakby kamień spadł mi z serca!
- Nie powinnaś się tym tak gryźć - Tao był kolejną osobą, która mi to właśnie powiedziała. - Nie ma do ciebie pretensji.
- Wiem - uśmiechnęłam się. - Wiem, że nie jest taką osobą, która...
- Nie zapytasz, co z Krisem? - zapytał nagle, co mnie zdziwiło. Zamrugałam dwukrotnie.
- A co z nim? - stało się coś, o czym nie wiedziałam? Zrobiło mi się gorąco ze zdenerwowania albo skoczyło mi ciśnienie ze strachu. Zrobił coś głupiego?
- Nic się nie stało, nie martw się! - zaznaczył szybko, widząc moją przerażoną minę. Odetchnęłam z ulgą po raz drugi.
- Więc nie strasz mnie! - zawołałam urażona jego zachowaniem, więc pacnęłam go ręką w ramię. Ten zaśmiał się tylko. I tym razem był to szczery, nie wymuszony śmiech. Widząc uśmiech na jego twarzy, mój humor też się poprawił. - Ale czemu pytasz? - dodałam spokojnie.
- Po prostu... - zastanowił się, jakby nad czymś myślał. - Jak wyszłaś, wyglądał na przybitego... - teraz w jego oczach zobaczyłam zmartwienie. - Pokłóciliście się? - wyglądał, jakby zaraz miał się rozpłakać. Był taki wrażliwy...zupełnie jak ja.
- Aniyo! - zaprzeczyłam. - Tylko rozmawialiśmy na temat Lay'a, on sam przeprosił za to wszystko...i tyle - wymamrotałam. Miałam nadzieję, że zabrzmiało to w miarę przekonująco.
- Chincha? - ucieszył się. - Już myślałem... - jego zachowanie miało w sobie coś z dziecka, dlatego rozczuliło mnie to.
Uśmiechnęłam się, widząc, że się uspokoił. Co prawda nie powiedziałam mu całej prawdy, ale też przecież nie skłamałam, prawda? Tak czy siak, źle się poczułam. Ale nic na to nie poradzę. Moje poprzednie życie najwyraźniej było bardziej zagmatwane, niż sądziłam. Tu już nie chodziło o odzyskanie wspomnień - teraz chodziło o ich znaczenie.
- Mówiłaś, że idziesz do pracy - przypomniało mu się. - Odprowadzę cię! - obdarzyłam go wdzięcznym uśmiechem, po czym powiedziałam mu, w którym kierunku musimy zmierzać. Ale nawet nie zdążyliśmy przejść kilkunastu kroków.
Chłopak zatrzymał się nagle, gdy gdzieś za nami rozległ się huk. Natychmiast rozbrzmiały głośne alarmy, zapewne samochodowe jak i panika na ulicach w tyle. Niektórzy natychmiast zaczęli się ewakuować, a część, zaciekawiona, pobiegła w tamtą stronę. Z odległego budynku, zobaczyliśmy unoszący się dym. Sama, zupełnie odruchowo chciałam dołączyć do grupki ciekawskich, ale Tao przypomniał mi o swojej obecności, zatrzymując mnie.
- Stój - spojrzałam na niego wystraszona. On sam nie wyglądał lepiej. Zagryzał wargi, spięty, marszczył brwi. Czy to...czy to znów nasi wrogowie?
- T-to oni, prawda? - zapytałam najspokojniej jak tylko potrafiłam, ale niestety, mój głos drżał.
- Ne...
- Mówiliście, że nie atakują w biały dzień... - jęknęłam. Nie chciałam po raz drugi znaleźć się w sytuacji z przed kilku miesięcy. Na samo wspomnienie tamtego wydarzenia, dostawałam dreszczy!
- Nas nie... - odparł Tao, zdenerwowany, szukając telefonu. - Tak przynajmniej twierdzi Suho - wybrał szybko czyjś numer. - Hyung? Znów to samo - poinformował pośpiesznie. - Kilka przecznic od naszej dzielnicy...
ŁUP!
Podskoczyłam i mimowolnie krzyknęłam, gdy kolejny budynek, tym razem ze dwa metry od nas, eksplodował z hukiem. Szyby rozprysły się w drobny mak, a wnętrze stanęło w ogniu. Jeśli myślałam, że minutę temu ludzie wpadli w panikę, to tym razem rozpętał się prawdziwy chaos.
- Tao? - to był Suho Chyba usłyszał mój krzyk. - Hana jest z Tobą?!
- Tak! - zawołał, teraz już ciągnąc mnie za sobą za rękę. - Ale nic się nie martw hyung, jest cała! - poinformował, niczym żołnierz w wojsku.
Popędzałam go, byśmy się gdzieś ukryli czy coś. Szybko oddaliliśmy się w przeciwną stronę, nie bacząc na to czy biegniemy po ulicy czy po chodniku, bo i tak nikt o to nie dbał. Tao kurczowo przyciskał telefon do ucha. Rozdzieliliśmy się na moment w dwie strony, gdy kilka karetek zajęło ulicę.
Zatrzymaliśmy się przy parku, który był praktycznie tuż przy moim miejscu pracy. Tao wciąż rozmawiał z Suho, a ja znów się wyłączyłam. A dlaczego? Bo dlatego. Park był pusty, bo kto by się w nim bawił, gdy takie straszne rzeczy działy się niedaleko, dlatego też nie mogłam zignorować znajomej postaci w czerni, czającej się za drzewami. Spoglądała prosto na NAS.
- Tao... - wydusiłam, nie odzywając wzroku od nieznajomego. Ale ten mnie nie słuchał, zbyt przejęty.
- ...właśnie minęły nas karetki...
- Tao... - wychrypiałam, ciągnąc go za rękaw bluzy jak dziecko. Facet w czerni wciąż tam stał.
- ... źle to wygląda, hyung...
- Tao!
- Co? - no nareszcie! Spojrzałam na niego spanikowana. Musi to zobaczyć! To nie były omamy, skoro widzę to już trzeci raz!
- Ktoś nas obserwuje, tam za drzewami! - wyrzuciłam z siebie, wskazując dłonią we wskazane miejsce. - Zauważyłam to już ostatnio u Was, a potem...
- Gdzie? - poczułam, że zastygnął w miejscu. - Nic nie widzę... - dodał, wykręcając szyję, żeby zobaczyć.
- No tam! - zacisnęłam pięści zirytowana, po czym znów spojrzałam w tamto miejsce. - Przecież stoi... - urwałam, bo za drzewami nikogo już nie było. Zamrugałam dwukrotnie, żeby się upewnić, ale naprawdę tego nieznajomego nie było widać. Zniknął. Co do cholery?! Tao rozłączył się spoglądając na mnie z mieszaniną strachu, ale i zaskoczenia.
- Może tylko ci się przewidziało, Hana? - zaczął powoli, choć widziałam, że ważył słowa. Nie chciał mnie urazić. Mnie to jednak nie obchodziło, bo teraz byłam w stu procentach przekonana, że ta osoba była prawdziwa!
- Nie zmyśliłam tego sobie, przysięgam! - zawołałam, teraz już całkiem przerażona. Ktoś mnie śledził? A może i ja i chłopcy byliśmy pod jakimś nadzorem?
Tao spojrzał na mnie niepewnie, ale nic nie powiedział. Odprowadził mnie pod restaurację w ciszy, ale widziałam, że co chwilę zerkał w stronę parku wyraźnie zlękniony. Nikogo jednak nie zobaczył, a ja wiedziałam, że reszta dnia będzie dla mnie nie do zniesienia...
I też tak było. Nie mogłam się na niczym skupić, ciągle myślałam o tych wybuchach, jak i o nieznajomym, najpierw czającym się pod blokiem chłopaków, potem pod moim, a teraz zaledwie niedaleko restauracji. Miałam nadzieję, że Tao powie reszcie o moich "omamach". Byłam pewna, że to nie był nikt przypadkowy...
Nudziłam się w pracy niemiłosiernie, aż do wieczora. Z powodu nieznanych ataków, restauracja była pusta, nikt nie kwapił się, by przyjść choćby na kolację czy na zwykłą kawę. To było złe, bo wtedy ciągle o tym wszystkim myślałam, a tak przynajmniej byłam zajęta zamówieniami. Cóż...Zostało jeszcze pół godziny do końca pracy, a ja już kiwałam się na krześle. Byłam wyczerpana zwykłym strachem. Czy wspominałam już, jakim to jestem tchórzem? No właśnie.
***
Zeszłam na dół na śniadanie, jak obiecałam. Byłam naprawdę głodna, ale i ciekawa, czy tak jak gwarantował D.O, Sehun i Tao się pogodzili. O dziwo w jadalni jeszcze nikogo nie było, więc zawitałam do kuchni, gdzie standardowo zobaczyłam D.O, który przygotowywał śniadanie dla nas wszystkich. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Ktoś inny za nic w świecie nie podjąłby się takiego zadania, żeby wykarmić całą naszą trzynastkę, ale D.O był inny. Kochał to, co robił. Było to widać, choćby patrząc na sposób podania dania lub samego jego smaku.
Chłopak był zbyt zajęty gotowaniem, by zauważyć, że nie był w pomieszczeniu zupełnie sam. Musiałam to wykorzystać, a widząc ładnie i apetycznie wyglądający półmisek, musiałam i też skosztować.
- Hana, nie podjadaj - usłyszałam, więc szybko schowałam ręce za plecy, żeby nie zobaczył. Ale on wiedział. Zawsze wiedział, że jeśli już znajdę się w kuchni, będę myszkować. Ale sam mi na to pozwalał! I zawsze to wybaczał, podczas gdy chłopacy za coś takiego dostawali chochlą po głowie. Miły widok.
- Nie podjadam - wymamrotałam zmieszana, na co ten się roześmiał. Odwrócił się.
- A jednak przyszłaś - wskazał we mnie chochlą.
- Pogodziłeś tych dwóch? - skrzyżowałam ramiona, niemal go przesłuchując.
- Jeszcze nie - odparł beztrosko, doprawiając coś co smaku. Niestety nie mogłam zobaczyć co.
- Więc po co mnie tu ściągnąłeś? - narzekałam.
- Żeby Chen nie rozpętał wojny na poduszki, po tym jak go wyrzuciłaś z komnaty? - zaśmiał się. Mruknęłam pod nosem coś niezrozumiałego. - No właśnie. Chciałem, żebyś mi pomogła... - dodał nieśmiało.
- J-ja? - zająknęłam się, zaskoczona.
Odkąd pamiętałam, D.O zabraniał mi wchodzić do kuchni, zresztą nie tylko mi, twierdząc, że to jakby jego "część" zamku. Często do niej uciekał - to był jego drugi pokój. Przeważnie, gdy chciało się nad czymś pomyśleć albo miało się problemy, robiło się to w zamkniętym pokoju, ale D.O wyznaczył na to godne stanowisko właśnie kuchnię. Czasem próbowałam mu pomóc, by nie robił wszystkiego sam, ale nie pozwalał mi na to, dlatego teraz też, zdziwiłam się jego propozycją.
- Jeśli oczywiście chcesz...- bąknął zakłopotany.
- Chcę! - zawołałam zachwycona, bo to będzie dla mnie zupełnie coś nowego! Podeszłam bliżej, rozglądając się. - Ale co mam zrobić? - zapytałam bezradnie. Chłopak uśmiechnął się szeroko, zadowolony, że się zgodziłam.
- Mogłabyś to pokroić?
***
- Nienawidzę cię.
- Wierz mi, nie mówisz tego szczerze... - zachichotał.
- Kazałeś mi kroić CEBULĘ! - zawołałam załzawionymi oczami. Mrugałam chyba sto razy na minutę, a kolejne fale łez wypływały z moich oczu.
- Haha!
- Nienawidzę cię.
- Kogo nienawidzisz? - zapytał Sehun, który przyszedł do kuchni. Za nim wszedł Tao.
- Ciebie - odparł złośliwie Tao, dźgając Sehuna w plecy.
- Wynocha z mojej kuchni! - D.O natychmiast zareagował, ale tamci go zignorowali.
- Nie, ciebie, bo jesteś brzydki! - Sehun odbił pałeczkę.
- EJ! - zawołał oburzony.
Znów zaczęli się kłócić. Tym razem głównym tematem zamiast latawca był: "kto był ładny, a kto brzydki". Przewróciłam oczami, kontynuując zaciekłą walkę z cebulą, podczas, gdy D.O obserwował tę dwójkę z rozszerzonymi oczami, nie mogąc się nadziwić absurdalnemu tematowi tej awantury. Myślałam, że zaraz pęknie mi czaszka, a oczy wypłyną, więc koniec końców, wybuchnęłam:
- WAS NIENAWIDZĘ! WAS, SŁYSZYCIE?! - wstałam od stołu, łzy spływały mi po policzkach. - Zachowujecie się jak dzieci, nawet nie możecie się podzielić głupim latawcem! - nawiązałam do sytuacji sprzed kilkunastu minut. - Wstydzilibyście się! - biadoliłam.
Zaległa cisza. Tao i Sehun przestali się kłócić. Patrzeli na mnie, przestraszeni moim nagłym płaczem. Po chwili spojrzeli po sobie, skruszeni. Potem było wielkie przepraszanie, ściskanie i obiecywanie, że są przecież przyjaciółmi na zawsze i już nigdy nie będą się kłócić. Po prostu jedno, wielkie, szczęśliwe zakończenie.
Gdy w końcu nieśmiało zaproponowali, że pójdą na dwór jeszcze raz puszczając latawca, ucieszyłam się, ze szczęścia, podbiegłam do nich i pocałowałam w policzek. Ich miny były bezcenne. Gdy opuścili kuchnię, ku zadowoleniu D.O, ten parsknął śmiechem.
- Ładne przedstawienie - skomentował.
- Przedstawienie...co? - nie rozumiałam o czym mówił. Wtem mnie olśniło. - TY! Zrobiłeś to specjalnie! - dodałam z wyrzutem, ocierając oczy. Wiedział, że jemu trudno byłoby ich pogodzić, a mnie pójdzie to szybciej, jeśli będę w takcie krojenia cebuli. Przewidział to!
- To była twoja kara - uśmiechnął się łagodnie, powracając do gotowania.
- Kara? Za co? - oburzyłam się.
- Za podjadanie - stłumił chichot, który cisnął mu się na usta.
Tupnęłam nogą, po czym zirytowana wyszłam z pomieszczenia. Moja noga nigdy więcej tu nie postanie!
***
Ocknęłam się, słysząc trzaśnięcie drzwiami. Natychmiast mruknęłam zaspane "Ja wcale nie śpię", ale wydawało się, że nikogo to zbytnio nie obchodziło. Spojrzałam na zegarek i zdałam sobie sprawę, że czas do domu. Po po raz pierwszy w życiu, bałam się sama wracać, dlatego też, by jakoś to odwlec, zgłosiłam się do zostania po godzinach, by posprzątać.
Zamknęłam restaurację i zaplecze. Nagle poczułam się taka samotna i malutka w tym wielkim świecie, gdzie ludzie wcale nie byli bezpieczni, bo w każdej chwili mogło stać się coś, co mogłoby ich pozbawić życia. I nie myślałam koniecznie o zwykłych wypadkach samochodowych czy potrąconych dzieciach na pasach...
Pogasiłam niepotrzebne światła, po czym zaczęłam sprzątać salę. Trochę mi to zajęło, bo musiałam powycierać wszystkie stoliki, wrzucić na nie krzesła, zamieść podłogę i jeszcze dodatkowo ją umyć. Choć było to męczące, lubiłam to robić, bo wtedy moje myśli były zajęte. Często zostawałam po godzinach, a że szef restauracji miał do mnie zaufanie, najczęściej to mi powierzał zadanie jakim było zamykanie jego lokalu.
Właśnie ślamazarnie wycierałam podłogę, gdy usłyszałam pukanie. Zatrzymałam się natychmiast, uważnie nadsłuchując. Ku mojemu zdziwieniu nie dochodziło ono z przodu restauracji, tylko jakby z jego zaplecza. Powoli skierowałam się w tamtą stronę, kurczowo zaciskając dłonie na mopie, tak na wszelki wypadek, gdybym musiała się przed kimś obronić. Niepewnie otworzyłam drzwi, wyglądając na zewnątrz. Spodziewałam się najgorszego, ale najwyraźniej los oszczędził mi tego.
- Nie odbierasz telefonu, noona - poskarżył się Sehun, gdy tylko wszedł do środka.
- Przestań się czepiać - skarcił go Luhan, zamykając za nim drzwi. Blondyn przewrócił oczami, i choć starszy nie mógł tego widzieć, dodał: - Widziałem to, Oh Sehun!
- Taa, jasne - mruknął pod nosem, przez co oberwał w tył głowy. Aż mi się humor poprawił, przysięgam!
Chłopcy pomogli mi ogarnąć restaurację. Z ich pomocą wszystko poszło znacznie szybciej, niż w pojedynkę. Teraz też, Sehun kończył myć ostatni "kawałek" podłogi, podczas gdy ja z Luhan'em siedziałam przy stoliku, pogrążona w rozmowie. Miałam okazję, by nieco go wypytać, więc nie mogłam jej zmarnować.
- Tao opowiedział mi o tym, co widziałaś - wspomniał nagle. Spojrzałam na niego zmęczona.
- I też uważasz, że tylko mi się przewidziało? - zapytałam nagle rozdrażniona. Okej, trudno. Chyba powinnam się przyzwyczaić...
- Tego nie powiedziałem - zaprzeczył szybko. - Myślę...że może coś w tym jest...nie wierzę w przypadki - zaznaczył cicho.
- A więc mi wierzysz - ożywiłam się odrobinę. - Chociaż ty - dodałam ponuro.
- Yah, nie myśl tak! - poprosił. - Nigdy nie podważaliśmy twoich słów, a teraz nie jest też inaczej - wytłumaczył. - Ale skoro ty widziałaś tego kogoś...trzy razy, tak? - upewnił się, na co przytaknęłam. - To trochę dziwne, że my nic nie zauważyliśmy...
Luhan zatonął w swoich myślach, a ja się nie odzywałam. Analizowałam jego opinię. Dlaczego żadne z nich niczego nie zauważyło, a ja tak? Nawet nie mogłam tego udowodnić... Gdyby Tao spojrzał wtedy wcześniej, na pewno bardziej uwierzyłby moim słowom.
- Yah, nie za wygodnie Wam? - warknął Sehun nagle, przez co spojrzeliśmy na niego. - Pomoglibyście mi, a nie... - zachichotałam, a Luhan uśmiechnął się zgryźliwie.
- Hana już zrobiła wystarczająco dużo, nie uważasz? - zawołał spokojnie, ale widać było, że śmiech cisnął mu się na usta. - Sprzątaj dalej, arasso?
Sehun wydął wargi, po czym wrócił do swojej pracy. Rozbawieni wręcz pokładaliśmy się na stoliku. Byłam już potwornie zmęczona, ale odkąd tych dwóch znalazło się w restauracji, zmęczenie wydawało się być mniej odczuwalne, a niżeli powinno być.
Gawędziłam z Luhanem dalej, gdy nagle stało się coś, co sprawiło, że niemal spadliśmy z krzeseł, a Sehun w mgnieniu oka znalazł się jak najdalej od okien. Rozległ się huk pękającej szyby, a chwilę później, coś ciężkiego wylądowało u moich stóp. Wszystko trwało zaledwie sekundy, ale wystarczyło, by postawić nas na nogi. Nastała cisza.
- Co to było? - wydyszał Luhan przestraszony. Sehun wpatrywał się w dziurę w oknie, jakby wypatrywał czegoś, czego nie można było dostrzec. Razem z Luhanem wymienili przerażone spojrzenia.
Schyliłam się, dostrzegając, że to coś, co rozbiło szybę, było zwykłą cegłą. Była pokryta czymś szarawym, zakurzonym. To była kartka. Podniosłam "pakunek", zaintrygowana.
- Alarm się nie włączył - zauważył Sehun, spoglądając na mnie. Ale ja go nie słuchałam. - Co to? - zapytał, widząc, że trzymam coś w dłoniach. Luhan podszedł bliżej, zaciekawiony.
- To do m-mnie... - wyjąkałam zszokowana, bo od spodu cegły zobaczyłam cienki sznureczek, który podtrzymywał kopertę, na której małym, pochyłym pismem widniał napis:
Shin Hana
Sala główna restauracji
Seul
- To jakieś żarty?! - zawołał Sehun, krzywiąc się.
- Nie podoba mi się to - w głosie Luhana usłyszałam niepokój. - Zabierajmy się stąd - zaproponował, chwytając mnie za rękę. Nie musiał mi dwa razy powtarzać. Schowałam kopertę do kieszeni i już mieliśmy się wynosić, gdy nagle...
Poczułam jak upadam na ziemię, gdy wszystkie szyby wypadły z ram okien. Miliony drobnych kawałeczków szła rozpryskały się we wszystkie strony, a huk był tak ogromny, że alarm włączył się natychmiast. Piskliwe dźwięki wypełniły pomieszczenie, myślałam, że zaraz pęknie mi głowa! Ktoś popychał mnie w stronę lady i zdałam sobie sprawę, że to Sehun. Krzyczał coś do mnie jak i do telefonu, a na jego policzku zobaczyłam krwawe rozcięcie. Przestraszyłam się nie na żarty. Spanikowana rozejrzałam się dookoła. Nigdzie nie mogłam dostrzec Luhana. Strach mnie chwycił za gardło.
- A gdzie Luhan?! - wydarłam się. Niestety, Sehun już mnie nie słuchał. Dalej wrzeszczał coś do telefonu. Jedyne, co zrozumiałam to "Pomóżcie nam!" i "Kai, szybko!". Próbowałam zawrócić, by wrócić po Luhana, ale Sehun mi na to nie pozwolił. Pociągnął mnie za lady w tym samym momencie, w którym jedno z krzeseł przeleciało nam nad głową. Nic z tego nie rozumiałam. Słyszałam jakieś huki i trzaski, ale nic nie mogłam zobaczyć. Wychyliłam się zza lady, gdy usłyszałam znajome, głuche pstryknięcie.
Luhan nie był sam. Dołączył do niego Kai, Chen i Xiumin. Kai, wiedząc, że nie za bardzo się przyda, oprócz tego, iż ściągnął pomoc, dowlekł się do nas na czworakach, gdy z przodu rozpętało się piekło. Pytał podenerwowany czy nic mi nie jest, ale byłam zbyt przejęta sytuacją, żeby się nim przejmować.
Ktoś najwyraźniej próbował dostać się do środka. Błyski z zewnątrz zmieszały się z hukami, gdy Luhan kierował każdą rzecz w zasięgu ręki i ciskał ku drzwiom, jakby niewidzialna ręka robiła to za niego, Chen zrobił coś, co sprawiło, że otworzyłam usta ze zdziwienia, gdy całe pomieszczenie wypełniło coś na wzór samoistnego prądu, który jakby tylko czekał, żeby kogoś porazić na śmierć. Drzwi pękły, jakby były zrobione z plastiku. Xiumin wykorzystując leżące na ziemi odłamki szkła, użył swojej mocy, by po chwili miotając nimi w formie lodu w przeciwnika. To było aż tak nierealne, co ta trójka wyprawiała, ale działo się to naprawdę! Miałam głupie wrażenie, jakby to był śmieszny sen, gdzie fantastyka była na porządku dziennym. Ale to była najprawdziwsza rzeczywistość! Straszna rzeczywistość.
Pośpiesznie próbowałam wyciągnąć tajemniczy list z kieszeni (bo miałam nadzieję, że jest w nim coś istotnego), ale ku mojemu przerażeniu, nie było go tam. Wyjrzałam zza lady, gdy chłopcy uskakiwali w boki, unikając morderczych błysków, które prawdopodobnie były wymierzone prosto w nich. I wtedy zobaczyłam ten strasznie intrygującą kopertę zaledwie kilka kroków, niedaleko lady. To był impuls. Zanim Sehun czy Kai zdążyliby jakoś zareagować, wystrzeliłam ku kopercie na czworakach, z szybko bijącym sercem. Chyba zwariowałam.
- HANA!
Poczułam jak coś ostrego przebija mi skórę dłoni, więc jęknęłam cicho, ale jakaż była moja ulga, gdy chwyciłam kopertę w swoje ręce.
Wtem zobaczyłam jaskrawe światło, które jakby w zwolnionym tempie, leciało w moją stronę. Gdzieś już takie widziałam... Rozszerzyłam oczy, przypominając sobie podobną sytuację na Exoplanet. Nie byłam na to gotowa. Nie byłam gotowa na kolejną dawkę bólu. Na kolejną śmierć. Czy można umrzeć drugi raz? Mam zginąć z powodu tej durnej koperty?! Luhan, Chen czy Xiumin...byli zbyt zajęci walką, by mi pomóc...
- KAI! - Sehun?
Poczułam ostre szarpnięcie do tyłu, mocny uścisk, a sekundę później byłam znów za ladą, w objęciach Kai'a. Teleportował nas? Nawet nic nie poczułam... Serce waliło mi jak oszalałe, gdy zdałam sobie sprawę, co by się stało, gdyby właśnie nie on. Spojrzałam na niego zszokowana. Wyglądał prawie jak Kris, gdy się wkurzał, więc przeniosłam swój wzrok na Sehuna, który zaś wyglądał, jakby kamień spadł mu z serca. Spojrzał na przyjaciela z podziwem. A Kai? Kai wybuchnął, jak jeszcze nigdy zresztą.
- Na głowę upadłaś? - spojrzał mi w oczy wściekle, odsuwając mnie nieznacznie i chwytając za ramiona. Jego oczy ciskały błyskawice. - Życie ci niemiłe? Chcesz zginąć drugi raz? - krzyczał jak opętany i nawet przez te wszystkie trzaski, słyszałam go bardzo wyraźnie.
- Kai...p-przestań - młodszy prawie płakał z tych emocji.
- Odpowiedz mi, Hana! - zażądał, potrząsając mną lekko. Choć chciałam, nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Moje usta zaczęły drżeć, a do oczu napłynęły mi łzy. Na ten widok, Kai jakby zmiękł. Zdał sobie sprawę, że przesadził. - Mianhe... - przełknął ślinę, a w jego oczach zobaczyłam skruchę. - Nie chciałem na ciebie nakrzyczeć, przepraszam!
Od ostatniego spotkania z nim, nie chciałam go widzieć, ale cieszyłam się, że teraz tu był. Przyciągnął mnie do siebie ponownie i choć ciężko mi było to przyznać, to jednak za nim tęskniłam. I nie miałam mu za złe, że był tak blisko. W końcu uratował mi życie... Objęłam go za szyję nieśmiało, cicho szlochając. Dlaczego? Byłam totalnie przerażona! O mało co nie zginęłam, tam trójka chłopaków nas broniła, bałam się, że coś może im się stać! Po prostu puściły mi nerwy! Aż cała się trzęsłam! Kai wymamrotał mi do ucha kilka uspokajających słów i pogładził mnie po włosach, ale to i tak nic nie dało. Ta sytuacja była tak napięta, że Sehun też tego nie wytrzymał. Rzucił się w naszą stronę, do wspólnego uścisku.
- Ale mnie wystraszyliście! Oboje! - fuknął.
To był chyba taki moment, gdy nagle sobie uświadamiamy, ile ktoś dla nas znaczy, jak ważna była przyjaźń i wzajemna pomoc. Nasza trójka na chwilę zapomniała o walce i dała się ponieść emocjom. Trwaliśmy we wspólnym uścisku kilka sekund, wracając do brutalnej rzeczywistości.
- Po co tam wyszłaś? - zapytał łagodnie Kai, gdy już pozwolił mi wydostać się z jego objęć. Sehun spojrzał na mnie załzawionymi oczami.
W odpowiedzi, rozluźniłam dłoń, wypuszczając z niej teraz już zakrwawioną kopertę.
Omo! Co było w tej kopercie? Tutaj się dziej tyle rzeczy że nie ogarniam xD Jestem ciekawa jak potoczą się dalsze losy Hany i chłopaków. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział :*
OdpowiedzUsuńOmomomomom *o* Już to chyba mówiła,ale uwielbiam twój styl pisania,wszystko czytało się tak lekko.Tyle zwrotów akcji,że głowa mała xD Ledwie na leżaku usiedziałam.Jestem ciekawa co jest w tej kopercie.Ten rozdział stał się moim ulubionym.Było dużo zabawnych scen,jak i dramatycznych,trzymających w napięciu ^^ Kurdę ;; Shippuję Hanę i Kai'a oraz Hanę i Kris'a xD Na początku była jeszcze Hana i Luhan xD Brak mi słów,żeby opisać ten rozdział.Był po prostu cudowny <3 Czekam z niecierpliwością na kolejny :3 Życzę weny i pozdrawiam ^^
OdpowiedzUsuńTo jest obłędne! *-*
OdpowiedzUsuńTyle emocji przelatywało mi przez głowę gdy czytałam ten rozdział! Pewnie minie trochę czasu zanim się uspokoję ;-;
Co do samych wydarzeń w rozdziale... Ta postać w czerni jest strasznie intrygująca! Cały czas się zastanawiam nad tym, czy to nie ona właśnie podała Hanie te psychotropy~
No i tak koperta *-*
Czekam na kolejny rozdział~
Weny! ♥
Wow. W tym rozdziale tak wiele się dzieje! Ale to dobrze :3 Nawet nie mam słów do opisania moich emocji ^^ Rozdział boski, czekam na następny z niecierpliwością :D
OdpowiedzUsuńKrystaaaaal, saranghae! <3 Jak nikt inny potrafisz utrzymać napięcie i kończysz w najważniejszych momentach, no! :D Podczas każdej z opisywanych przez Ciebie sytuacji tak się wczułam, że miałam wrażenie jakbym to ja była częścią tego wszystkiego.
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. :3
Ale mi serducho bije. O.o matko z córką... Ty to wiesz jak trzymać napięcie, w najlepszych kryminałach tego nie ma XD jestem bardzo ciekawe co jest w tej kopercie.
OdpowiedzUsuńWeny!!
Rozdział jest niesamowity! Z resztą jak zwykle :) Dostarczyłaś mi tyle emocji, że... kurcze nie mogę sklecić poprawnego zdania XD
OdpowiedzUsuńMam trzy pytania za 100 pkt:
OdpowiedzUsuń1. Co jest w kopercie?
2. Kto się wykrwawia?
3. Krystal, dlaczego nam to robisz?? Dlaczego urywasz w tak ważnym momencie??? Czy ty nie wiesz co to miłosierdzie??? Nawet jeśli, to i tak Cię kocham <3 I z wielkim oczekiwaniem mówię, że chcę więcej i jeszcze więcej.. Po co komu półka z setkami ukochanych książek, skoro tutaj mamy bloga z ulubionym fanfiction ^^ Czekam ^_^ Oby wena trzymała się ciebie, jak rzep psiego ogona ^_^ Hwaiting!
1. Nie powiem xD
Usuń2. Ktoś się wykrwawia? Niee... o.o
3. Bo inaczej rozdział ciągnąłby się w nieskończoność? xD
Ojej, dzięki, że tak uważasz :* Ten fanfiction jest dla mnie bardzo ważne, bo wkładam w niego dużo czasu i serca, dlatego też chcę je przedstawiać jak najlepiej :)
WOW... To jedyne co mogę teraz powiedzieć... Tyle się działo, że nie ogarniam: akcja z Krisem, zaatakowanie Hany i chłopaków i na koniec koperta o.O... Jestem ciekawa co z tego wyniknie. Czekam na następny :* Hwaiting ^.^
OdpowiedzUsuńsdfvhbsuifvygbsuidbyf! Mój ulubiony rozdział, tyle się działo że nawet nie wiem kiedy skończyłam czytać. Dzięki za ogromną dawkę feelsów i to jeszcze na Krisa i Kai'a jednocześnie ^^
OdpowiedzUsuńJuż nie moge się doczekać następnego!
Hwaiting ♥
Kiedy dodasz 15 roździał??? *-*
OdpowiedzUsuńNiestety nie tak prędko jak ten :)
UsuńAaajjj, koperta, akcja, ten zboczeniec w czarnym ubraniu i akcja mrożąca krew w żyłach! Takiej akcji to chyba jeszcze nie było! :O
OdpowiedzUsuńNie ukrywam, że mega intryguje mnie co znajduje sie w owej kopercie, albo co jest w niej napisane? Nie wiem czemu, ale mam przeczucia, że to jakoś powiązane jest z tym czarnuchem. XD No, ale cierpliwie będę czekała na kolejny rozdział, czy tam rozdziały, aby wszystko się wyjaśniło, co to za szpieg śmie szpiegować Hanę? To jakaś jego wymażona mission impossible, czy coś? x.X
W ogóle już sama nie wiem, z kim oan tam sobie była. Jednak po tych wspomnieniach teraz bardziej stawiam na Krisa, a Kai sie w niej podkochuje i jest zazdrosny o nią. A Kris wiedząc o tym, również ukzuje swóje zbuntowanie, kiedy ten drugi jest blisko niej. No cóż, taki z deka trójkącik, ale wierzę, że dowiemy sie jeszcze więcej. I tak juz miała mnóstwo wspomnień! ^^
A no i zapomniałabym! Ciekawa jestem co z Haną! Przecież została skaleczona, prawda? Kiedy dorwała się do listu! Mam nadzieje,że to nic groźnego, i jak Lay wypocznie, to ją uzdrowi. ;.; W ogóle ta akcja w jej pracy była naprawdę niezła! ^^
UsuńJak tylko zobaczyłam tak długi komentarz, to nawet nie musiałam patrzeć, kto jest jego autorem ;)
UsuńNa część twoich pytań odpowiem w następnym rozdziale, ale jak już zapewne możesz się domyślić, wszystko zostanie wyjaśnione w najbliższej przyszłości XD
Dlatego póki co, to mój najulubieńszy rozdział XD
Ale ten nowy dodasz szybciej niż tamten wcześniejszy na który musieliśmy czekać prawie 2 miesiące?
UsuńOczywiście! Nie mam zamiaru tak długo trzymać Was w niepewności :)
UsuńBłagam pisz dalej! :D Niedawno odkryłam Tego bloga i bardzo sie z tego ciesze ale mniejsza o to chciałam Ci tylko powiedzieć że kocham Ciebie i to co tworzysz! Mam nadzieje że nie porzócisz Tego bloga... Prrawda? :( No i oprócz tego czekam na ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuń*porzucisz sorka napięcie robi swoje! :D
OdpowiedzUsuńDziękuję :* Twoje słowa bardzo wiele dla mnie znaczą :*
UsuńPorzucić bloga? W życiu! Może i czasem brakuje mi czasu, rzadziej dodaję rozdziały, ale żeby go porzucić? Absolutnie nie :)
EXOtic trzymają cię za słowo ;)
UsuńOmomomo no nie wierzę c(^o^c) Cudo, cudo i jeszcze raz cudo! *-* Opowiadanie bardzo trzyma w napięciu, a takie lubię :3. Krystal jestes moim bogiem ✌✋😊😊.✌😊😊😊
OdpowiedzUsuńDokładnie <3
OdpowiedzUsuńKiedy nastepny?
OdpowiedzUsuńNo właśnie nie moge się doczekać <3 prosze powiedz jak Ci idzie i mniejwiecej za ile dodasz? :)
OdpowiedzUsuńOMO! Cudo! Uwielbiam te opowiadanie! <3 Nie mogę się doczekać następnego rozdziału :D
OdpowiedzUsuńNowy rozdział dodam w przyszłym tygodniu :)
OdpowiedzUsuńO to super! :*
OdpowiedzUsuńOmo ! Całe opowiadanie o Exo I Hanie odkrylam dopiero wczoraj I przeczytalam w ekspresowym tempie. Yay! Co za emocje xd uwielbiam Cię za to!♥ Najlepsze opowiadanie ever!
OdpowiedzUsuńOjej, naprawdę? Wszystkie rozdziały? Podziwiam twoją wytrwałość xD I dziękuję ci za to, że podoba ci się moje opowiadanie :*
UsuńMam tak samo jak Anonimowy. Odkryłam wczoraj i pochłonęłam wszystkie rozdziały. Fajna historia i kurde, z rozdziału na rozdział coraz trudniej mi odgadnąć z którym z chłopaków będzie nasza bohaterka. A może z żadnym? Pisz dalej! Życzę weny! :D
UsuńAnneyong! Kiedy będzie następny nowy rodział ? Czekam z niecierpliwością ;33333
OdpowiedzUsuńPisałam już, że w tym tygodniu :)
UsuńYeeah :D Właśnie skończyłam czytać wszystkie rozdziały i jestem zachwycona! :D
OdpowiedzUsuńMiałam w planach napisać Ci tyle rzeczy... Teraz mam jednak w głowie pustkę. :p
Opowiadanie jest świetne! Strasznie podoba mi się Twój styl pisania :) Trafiłam tu przypadkiem przez Twojego bloga ze scenariuszami (którego pokochałam) i oto stałam stę nową czytelniczką :D
Całym sercem będę kibicowała Krisowi jeśli chodzi o obiekt uczuć głównej bohaterki, no ale cholera! Czy Kai też musi być takim fajnym facetem (choć strasznie irytującym)?? :D
No nic... Nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejny rozdział! :p
Dziękuję ci za tak miły komentarzyk :*
UsuńApropo kibicowania Krisowi...coraz więcej tych osób :D
Aaaa! Przeczytałam wszystkie rodziały przez jedną noc. Wciągnęło mnie, fajny styl pisania i czekam z niecierpliwością na kolejny! :D
OdpowiedzUsuńNaprawdę? To bardzo miłe, dziękuję :*
UsuńMam nadzieję, że następny rozdział przypadnie ci do gustu i że pozostaniesz stałą czytelniczką ;)