- Nie.
- Proszę...
Nie posłuchał. Wciąż trzymał mnie na rękach. Ostrożnie, by mnie nie upuścić, wcisnął guzik windy, która pojechała w górę. Cisza.
Bałam się odezwać, a co dopiero na niego spojrzeć. Nie teraz, gdy byliśmy w windzie kompletnie sami... Kris, dlaczego twoje serce bije tak szybko? Nie nienawidzę cię...
Tuliłam się do jego kurtki, nie mając już siły nawet płakać.
W głowie miałam tysiące pytań, na które nie znałam ani jednej odpowiedzi. Tak bardzo chciałam dowiedzieć się wszystkiego. Gorzej chyba już być nie mogło, prawda? Widzieć swoją śmierć, to dopiero niecodziennie zjawisko...
W głowie miałam tysiące pytań, na które nie znałam ani jednej odpowiedzi. Tak bardzo chciałam dowiedzieć się wszystkiego. Gorzej chyba już być nie mogło, prawda? Widzieć swoją śmierć, to dopiero niecodziennie zjawisko...
DING. Winda się otworzyła.
Wyszliśmy na korytarz. Nieco nieprzytomnie rozejrzałam się za drzwiami z numerem 88, ale nigdzie nie mogłam ich dostrzec. Dopiero, gdy Kris podszedł bliżej, między drzwiami 87, a 89 pojawiły się te, prowadzące do ich mieszkania.
Jak to zrobili? Czy użyli do tego swoich mocy, tak jak w przypadku stworzenia drzewa życia na Exoplanet?
Gdy weszliśmy do środka, od razu zauważyłam, że nie wszyscy są w domu. W holu omal nie wpadli na nas Chanyeol i Baekhyun, którzy się bili (?) Chociaż nie... tylko sobie dokuczali. A przynajmniej tak wywnioskowałam, widząc wredne uśmiechy na ich twarzach.
Gdy weszliśmy do środka, od razu zauważyłam, że nie wszyscy są w domu. W holu omal nie wpadli na nas Chanyeol i Baekhyun, którzy się bili (?) Chociaż nie... tylko sobie dokuczali. A przynajmniej tak wywnioskowałam, widząc wredne uśmiechy na ich twarzach.
Widząc nas jednak, natychmiast przestali.
- Co się stało? - niższy przeraził się.
- Jesteś hyung! - drugiemu jakby kamień spadł z serca. - Chen i Xiumin-hyung poszli cię szukać, bo nie wróciłeś, odkąd poszliście do restauracji! - mówiąc to, poczułam na sobie jego wzrok.
Zerknęłam na nich przybita i wtem poczułam tak ciężkie wyrzuty sumienia...
Uspokój się Hana, na pewno niedługo wszystko się wyjaśni. A co ma się wyjaśnić? Po prostu poczekaj...
Uścisk Krisa robił się coraz słabszy, a ja uświadomiłam sobie, że wcale nie jestem lekka jak piórko...
- Chanyeol, pomóż mi - poprosił Kris - chłopak bez problemu "przejął" moją osobę od niego. Nieśmiało objęłam go ramionami za szyję, marząc jedynie o tym, by ból ustał. - Jest Lay?
- Ani - Baekhyun pokręcił głową.
- Sprowadź go - mówiąc to, opuścił mieszkanie.
- Hyung, ale gdzie ty...
Zaskoczona spojrzałam na drzwi, ale Krisa już nie było.
Kris, gdzie ty poszedłeś?
***
Leżałam na miękkim łóżku, odtwarzając w głowie raz po raz dopiero co odzyskane wspomnienie. Było one krótkie, przez co nie dowiedziałam się zbyt wiele. Ale mimo to...było one dla mnie totalnym wstrząsem, do tego stopnia, że wciąż trzęsły mi się ręce.
Arasso Hana, przeanalizujmy kilka faktów.
Na Exoplanet działo się coś niedobrego. Wiedziałam tylko, że zło kiedyś ich...nas...zaatakowało.
Wszystko pasowało. Te wybuchy, krzyki, walczące Exo. To było to.
Kris na mnie krzyczał, był wyraźnie wkurzony...i płakał. Mówił coś o ochronie. Że to on miał być na moim miejscu, a nie ja...
Nie rozumiem...
Powiedziałam, że kocham jego i całą resztę.
Naprawdę tak powiedziałaś? Ne... A czujesz tak? Mollayo, nie znam ich tak dobrze, by tak twierdzić! Ale znałaś ich wtedy. Ale to nie to samo!
Kris uparcie twierdził, że Lay mi pomoże.
Nie pomógłby mi. Byłam umierająca.
Próbowałam mu coś powiedzieć.
Tylko co? Nie wiem, nie pamiętam...
Jego moc słabła.
Czyli to prawda, że jeśli królowa umrze, moce Exo znikną.
Przewróciłam się na bok, wtulając twarz w poduszkę. Zaciągnęłam się jej wonią. Byłam ciekawa, czyj to pokój. Jego właściciel albo miał przyjemny zapach albo świetne perfumy. Ech..
Wróciłam do rozmyślań. I znów to dziwne uczucie, że czegoś mi brakowało w tym wspomnieniu, kolejny mały puzzel, którego nie mogłam znaleźć... Wysil mózgownicę Hana...
Próbowałam przypomnieć sobie tę króciutką opowieść, którą niedawno usłyszałam z ust Exo - tą o Exoplanet. Teraz wszystko powinno się ułożyć w całość. Albo i nie.
Podobno, gdy drzewo życia obumierało, ja słabłam, tak? A jeśli drzewo zostanie zniszczone, Królowa umrze... Gdy Królowa umrze, moce Exo znikną, a bez nich nie mogą chronić planety.. Czyli co? Drzewo życia musiało wtedy zostać zniszczone, nim ja mogłam umrzeć? Skoro wszyscy byliśmy od siebie zależni...
Ale Exo mówiło, że podzielili drzewo na dwie części i ukryli...
Westchnęłam ciężko. To było trochę skomplikowane, bo mogłam nie wiedzieć wszystkiego. Oni mieli wspomnienia, ja nie. Dopóki ich nie odzyskam, muszę zdać się na nich...
Nie ufasz im Hana? Głupie pytanie, oczywiście, że ufam.
PUK, PUK.
Drzwi pokoju otworzyły się, skrzypiąc lekko. Zerknęłam w tamtą stronę. To był Chanyeol. Wszedł do środka ostrożnie, jakby bał się, że go wygonię.
- Gwenchana?
Pokiwałam głową, niezdolna do odpowiedzi. Co miałabym mu powiedzieć? Że od nadmiaru emocji zaraz eksploduje mi głowa? Lay, gdzie jesteś?
- Co się...stało? - zapytał głębokim głosem.
Oparł się o drzwi, patrząc na mnie. Widziałam zagubienie w jego oczach. Nie był głupi. W końcu to Kris wparował ze mną do mieszkania, zostawił mnie, a potem zwyczajnie sobie wyszedł, nic nie mówiąc...Nic dziwnego, że mnie wypytywał. Razem z Baekhyun'em nie wiedzieli, co się dzieje.
- Po prostu...
- Po prostu co? - chłopak podszedł bliżej, zaintrygowany.
Jak mam mu to powiedzieć? Po koreańsku!
- Miałam przebłysk...odzyskałam pewne wspomnienie... - wyznałam cicho, prawie wręcz niedosłyszalnie.
Dlaczego najgorsze i prawdopodobnie ostatnie wspomnienie mojego życia na Exoplanet, odzyskałam jako pierwsze? Nie mogło to być coś miłego?
Wbiłam w niego swój wzrok, ciekawa jego reakcji. Niestety, była zupełnie inna, niż przypuszczałam...
Jego oczy się powiększyły. Wyglądał tak, jakby nagle sobie o czymś przypomniał. I wydawało mi się, że źle zinterpretował moje spojrzenie. Naprawdę Chanyeol? Naprawdę?
- Oh! Przypomniałaś sobie, jak podpaliłem ci włosy?! - wybełkotał, po czym zdając sobie sprawę, że powiedział to na głos, zakrył szybko usta dłonią.
- Mwoh?!
- Ani! - roześmiał się sztucznie, machając rękoma. - Tylko żartowałem! Taki...mały...żarcik... - mówił coraz mniej pewnie.
Nie mogłam się nie uśmiechnąć. To było nawet zabawne.
Nagle zaległa dziwna cisza. Może nie taka jaka była między mną, a Krisem, ale jednak było to nieco...krępujące. Wiedziałam, że to moja wina - wszystko byłoby łatwiejsze, gdym wytłumaczyła mu, co się właściwie stało.
- To ja już lepiej pójdę...
- Zostań!
Chłopak już się odwracał, gdy nagle chwyciłam go za rękaw koszuli, tym samym całkiem niechcący dotykając jego dłoni. Pisnęłam, wystraszona temperaturą jego skóry. Ten zaśmiał się. Spojrzałam na niego nie rozumiejąc, co go tak śmieszy...
- Władam ogniem, zapomniałaś?
Posłałam mu wzrok, mówiący "No i co z tego?". Chanyeol, przybliżył się, wciąż trzymając moją rękę. Widząc, że chce usiąść na łóżku, odsunęłam się kawałek, by zrobić mu miejsce. Natychmiast pośpieszył z wyjaśnieniami.
- Moja moc wpływa też na mnie i na moje zachowanie - odparł głębokim głosem.
- To znaczy? - albo byłam tępa, albo nie potrafiłam dokładnie przetworzyć tej informacji. - Ogień jest gorący, więc i ty masz podwyższoną temperaturę? - palnęłam.
Chłopak znów się zaśmiał. Poklepał moją dłoń, przez co poczułam się jakbym dotknęła rozżarzonego węgla!
- Coś w tym rodzaju - puścił mi oko, po czym położył delikatnie moją dłoń na kołdrę. - Na przykład, gdy się bardzo zdenerwuję, mogę kogoś przez przypadek...oparzyć - podrapał się po głowie zakłopotany. - Niestety, nie potrafię jeszcze dokładnie tego kontrolować.
- To znaczy? - albo byłam tępa, albo nie potrafiłam dokładnie przetworzyć tej informacji. - Ogień jest gorący, więc i ty masz podwyższoną temperaturę? - palnęłam.
Chłopak znów się zaśmiał. Poklepał moją dłoń, przez co poczułam się jakbym dotknęła rozżarzonego węgla!
- Coś w tym rodzaju - puścił mi oko, po czym położył delikatnie moją dłoń na kołdrę. - Na przykład, gdy się bardzo zdenerwuję, mogę kogoś przez przypadek...oparzyć - podrapał się po głowie zakłopotany. - Niestety, nie potrafię jeszcze dokładnie tego kontrolować.
Pokiwałam głową, na znak, że rozumiem. Ciekawe czy reszta też tak ma? Może również mają problem z kontrolowaniem swojej mocy? Nie posiadałam żadnej, ale to na pewno musiało być trudne. Jak to nie, Hana? Przewidujesz przyszłość. Ani, to tylko...jednorazowy przypadek, nic więcej. Tak myślisz? Tak, tak myślę.
Analizowałam słowa Chanyeola i nagle zdałam sobie z czegoś sprawę. Zerknęłam na niego.
- Denerwujesz się teraz?
Chanyeol speszył się nieco. Utkwił wzrok w ścianie.
- Dlaczego tak uważasz? - zapytał cicho.
- No bo...jesteś gorący i...- urwałam nagle, słysząc, jak głupio to zabrzmiało, więc zażenowana szybko dodałam: - T-to znaczy...twoje d-dłonie, skóra, temperatura...p-powiedziałeś, że...
Chłopak zerwał się z miejsca do pozycji stojącej. Zazwyczaj rozbawiony, teraz był dziwnie poważny.
- Po prostu już tak mam, arasso? - zerknął mi prosto w oczy, przez co onieśmielona spuściłam wzrok. Powiedziałam coś nie tak? - Nie przejmuj się, tylko wypocznij - na jego usta wpłynął łagodny uśmiech. - Sprawdzę, czy Lay-hyung już wrócił - odniosłam głupie wrażenie, że chce wyjść stąd jak najszybciej.
Wyszedł, zamykając cicho drzwi, a ja znów zostałam sama. Westchnęłam ciężko, ponownie opadając na poduszki.
Nagle zdałam sobie sprawę, że już czuję się lepiej. Gdy tam w restauracji odzyskałam jedno ze wspomnień, wszystko mnie bolało, ale teraz, po rozmowie z Chanyeolem, cały mój ból jakby rozszedł się po kościach. Nie zmieniało to jednak faktu, że wciąż byłam w szoku, a wyrzuty sumienia zdawały się rozlewać po moim sercu jak trucizna.
Niewiele myśląc, odepchnęłam kołdrę, schodząc z łóżka. Szybko jednak pożałowałam swojego postępku, bo zaledwie moje stopy dotknęły ziemi, świat zawirował mi przed oczami. Tylko nie to...
***
Kroczyłam pewnym krokiem jednym z pustych korytarzy. Stukot moich obcasów odbijał się echem po kamiennych ścianach. Weszłam na marmurowe schody na piętro, omal nie potykając się o skraj sukni. Nie śpieszyłam się nigdzie, nie było takiej potrzeby. Chciałam jednie się czegoś dowiedzieć i upewnić...tak na wszelki wypadek.
Gdy dotarłam pod salę, w której to Exo obradowało na temat planety i wszystkich problemów z nią związanych, odpowiedź przyszła szybciej niż myślałam. Drzwi sali były lekko uchylone...
- Gdzie je ukryliście?
- Obie części są w miejscach, w których nikt ich nie znajdzie - odparł pewny siebie Kai.
- Jesteś pewny?
- Nie ma takiej opcji, D.O, nie martw się.
- Nie martwię się o drzewo, przecież wiesz...
- Wiem. Jak my wszyscy...
Szuranie krzesła, szelest pergaminu, skrobanie pióra.
- Jedną część ukryliśmy za tym ogromnym wodospadem, na północy...
- Tam, gdzie Suho odkrył swoją moc, tak?
- Dokładnie tam. Nikt o tym nie wie, oprócz nas wszystkich - odpowiedział. - No i Hany - dodał, jakby po namyśle.
- A co z drugą częścią?
- Suho i Xiumin nieco się posprzeczali, co do miejsca, w którym powinniśmy ją ukryć, ale w końcu to Kris zdecydował - miałam wrażenie, że w jego głosie wyczułam pretensje, ale może tylko mi się wydawało? - Czarna ziemia, w głębokim i ciemnym lesie była idealną kryjówką.
To mi wystarczyło. Popędziłam do swojej komnaty, narzucając na suknię, podróżny płaszcz wraz z drogocenną broszką.
Pogoda była doskonała - wiał delikatny wietrzyk, a to oznaczało, że Sehun był w dobrym nastroju. Musiałam to wykorzystać.
Wydostałam się z zamku tylnym wyjściem. Chciałam uniknąć pytań i ciekawskich spojrzeń, a miałam nadzieję wrócić szybko, zanim ktokolwiek zauważyłby moje zniknięcie. Zwłaszcza starałam się unikać Lay'a, bo ostatnio zrobił się strasznie opiekuńczy wobec mnie i mojego obecnego stanu zdrowia. Zaczynało mnie to trochę irytować, ale gdyby nie on, byłoby gorzej. Chociaż i tak byłam coraz słabsza...nie podobało mi się to tak bardzo, jak mój dzisiejszy sen.
Nie wiedziałam jak to zrobiłam, ale opuściłam wysokie i grube mury bez żadnych przeszkód. Gdy byłam już na tyle daleko, by spokojnie kontynuować wędrówkę, obejrzałam się to tyłu, spoglądając na zamek. Był piękny. Zbudowany z białego kamienia, który iskrzył się delikatnym blaskiem w promieniach słońca. Ochronne mury były mocne i solidne, a i dodatkowe "zaklęcia" Exo powodowały, że twierdza była wręcz nie do zdobycia. Dziedziniec był zawsze schludny, a plac z fontanną, aż się prosił o jedno tęskne spojrzenie w krystaliczną wodę. Różnorodna roślinność i skały dodawały tylko uroku temu widokowi. Drzewo życia, które do niedawna zajmowało te godne miejsce zniknęło, przez co dwór wydawał się nieco opuszczony. Wszyscy widzieli w Exoplanet planetę marzeń. I taką była...
Trzymając w dłoniach jedną z map, którą uprzednio pożyczyłam, przedarłam się przez gęstwiny drzew. Widziałam, że to co robię, było głupie i kompletnie nieodpowiedzialne i Exo pewnie by mnie zabiło, gdyby się dowiedziało, ale to było silniejsze ode mnie. Musiałam.
Starając się pozostać jak najmniej zauważona, poruszałam się w ciszy. Nie miałam za bardzo dobrej orientacji w terenie, ale moje stopy jakby same prowadziły mnie do wyznaczonego sobie celu. Nie wybrałam wodospadu - za nic bym przez niego nie przeszła, a byłam niemal pewna, że bez umiejętności kontrolowania wody przez Suho i mrożenia Xiumina, nie dam sobie rady. Został mi las. Straszny las... Zresztą to nie ja zadecydowałam - mój senny koszmar zrobił to za mnie.
Dasz sobie radę. Jesteś Królową Hana, a Królowa musi być odważna. Tak...nie mogę zawieść moich poddanych.
Droga do lasu była dłuższa niż myślałam. Kręta, prawie wręcz niemożliwa do przejścia. Kris dobrze to przemyślał. Zanim dotarłam do lasu minęła chyba godzina. W tym momencie bardzo zazdrościłam Kai'owi - on nie musiał chodzić pieszo, teleportacja bardzo mu ułatwiała życie...
Bałam się tam wejść. Rzadko kto do niego wchodził. Mówiono, że wejść do niego, to nie lada wyzwanie, bo nie wszyscy wracają z niego z powrotem. Okazało się to zwykłą bujdą. Po prostu zwykła bajka na dobranoc dla niegrzecznych dzieci.
Zmęczona i spocona, weszłam do lasu. Zawsze słyszałam o nim tylko z opowieści i tak naprawdę nie był wcale taki straszny. No może troszkę...
Natychmiast przystąpiłam do poszukiwań. Musiałam się pośpieszyć, jeśli chciałam wrócić przed zachodem słońca. Rozejrzałam się dookoła, jakbym szukała jakiejś wskazówki...czegoś, co wskaże mi miejsce, zakopania drzewa życia. A właściwie jego połówki.
Zamknęłam oczy, próbując przypomnieć sobie dzisiejszy sen.
Wyraźnie widziałam ciemną ziemię, a pod nią oklapnięte, ale wciąż żywe drzewo. Cierpiało tak jak ja, ale wciąż jednak istniało. Widziałam samą siebie, która odkopuje je własnymi rękoma i zabiera ze sobą, do zamku, by następnie schować je w swojej komnacie.
To nie był oczywiście cały sen, to była zaledwie ta całkiem dobra część. Najgorsza jednak była ta, że ktoś zupełnie obcy niszczy obie połowy, a Exoplanet przestaje od tak po prostu istnieć...Nie mogłam do tego dopuścić.
Otworzyłam oczy, wlepiając wzrok w ziemię. Już wiedziałam, gdzie szukać.
Kierowana instynktem, przykucnęłam i zaczęłam kopać. Miałam wrażenie, że gleba jakby sama do mnie mówi: "To tutaj", "Kop dalej, Hana". Zrobiłam tak, jak mi kazała.
Nie wiem, ile razy drasnęłam ziemię małą, niczym dziecięcą łopatką, ale szybko opadłam z sił. Nie poddawałam się. Oddychałam ciężko, czując ból w piersiach, otarłam pot z czoła, ale pracowałam dalej.
Po kwadransie, znalazłam to, czego szukałam. Odrzuciłam łopatkę, po czym schyliłam się i z trudem odkopałam rękami połowę drzewa życia. Wciąż świeciło dawnym blaskiem, ale nie tak bardzo, jak kiedyś. Było tak kruche, że bałam się, że zaraz rozsypie mi się w dłoniach. I było o wiele mniejsze, niż je zapamiętałam - tak jakby zło, które powoli opanowywało naszą planetę sprawiało, że po prostu się kurczyło.
"Przełożyłam" ziemię na jej prawowite miejsce, po czym chowając połowę drzewa życia, wróciłam z powrotem do zamku.
Powinnam od razu powiedzieć Exo, co zrobiłam, ale coś kazało mi zatrzymać to dla siebie. Nie wiedziałam, dlaczego to zrobiłam. Jakiś wewnętrzny głos mówił mi, że moje działanie nie przyniesie żadnych strat czy szkód, a wręcz przyda się w przyszłości. Miałam nadzieję, że moja intuicja mówiła prawdę...
****
Przewróciłam się, uderzając głową o szafkę nocną. Jęknęłam z bólu, a czarne mroczki pojawiły mi się przed oczami. Chwyciłam się za rozbite miejsce, z przerażeniem wyczuwając ciepłą i lepką substancję. Mimowolnie łzy napłynęły mi do oczu. Zmusiłam się do siadu, gdy drzwi ponownie się otworzyły.
Tym razem był to Lay. Wytrzeszczył oczy przestraszony, zastanawiając się pewnie, co ja robię na tej podłodze. Ale to było teraz najmniej ważne...bo chyba właśnie coś zrozumiałam.
- Lay? - wydyszałam, zaszokowana własnym odkryciem. - Czy obie części drzewa zostały zniszczone?! - nagle wszystko nabrało jakiegoś sensu.
Chłopak nie spodziewał się takiego pytania z moich ust. Patrzył na mnie rozkojarzony i całkowicie zaskoczony, że cokolwiek pamiętam. Musiałam wiedzieć, co się właściwie wtedy stało. Teraz!
- Prawdopodobnie tak - spuścił głowę. - Nie wiemy, jak do tego doszło, przepraszamy cię... - było widać, że mu przykro.
- Nie przepraszaj mnie - pokręciłam głową. - To nie jest ważne...
Lay podniósł głowę. Jego twarz, zawsze łagodnie uśmiechnięta, momentalnie przybrała cierpiący wyraz.
- Jak to nie jest ważne?! - zapytał wstrząśnięty. - Hana, ty zdajesz sobie sprawę, że ty zginęłaś?!
Silny ból z tyłu głowy, sprawiał, że ciężko było mi zebrać wszystko w jedną całość. Jego słowa docierały do mnie jakby z daleka, bałam się, że zaraz odlecę i możliwość podpytania go o przeszłość, zniknie. Skrzywiłam się z bólu.
Lay myśląc, że wciąż to przeżywam, przykucnął przy mnie i po prostu mnie przytulił. Nie protestowałam. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową, po czym wydukałam:
- Chyba...rozwaliłam sobie głowę...
Ten od razu zrozumiał aluzję. Poczułam jego delikatny dotyk w tamtym miejscu, a następnie kojące ciepełko, które zdawało się przenikać przez ranę. Trochę popiekło niczym skaleczenie oblane woda utlenioną, ale szybko przestało - rana zniknęła.
- Trzeba było mi powiedzieć od razu - usłyszałam jego cichy szept tuż przy uchu. - Nigdy bym ci nie odmówił - nagle moje serce przyśpieszyło, bo poczułam jak jego usta lekko musnęły moją skroń.
Lay co ty robisz? Nie rozumiałam jego postępowania. To był miły i opiekuńczy gest jego strony...Nie mogłam powiedzieć, że mi się nie podobał, ale jednak... Wydawało mi się, że już kiedyś go doświadczyłam...
Czułam, że przeszłość skrywa więcej tajemnic...Tajemnic, o których nie mam nawet zielonego pojęcia...
***
Obudził mnie przerażający huk. Natychmiast rozbudzona, podniosłam się na łokciach, zerkając w okno. Żołądek podjechał mi do gardła ze strachu. Cisnęłam w bok książkę, nad którą zasnęłam, po czym podbiegłam do okna. To, co zobaczyłam, sprawiło, że najgorsze scenariusze pojawiły mi się przed oczami. Wybiegłam z komnaty.
W ciężkich, dębowych drzwiach, prawie wpadłam na Luhana. Przestraszyłam się nie jego samego, ale tego jak wyglądał - ubrudzony kurzem i spocony. Kilka drobnych ranek widniało na jego skroni.
- Właśnie po ciebie szedłem...
- Co się dzieje? - zawołałam, przerywając mu. - Zaatakowano nas?
- Tak! - próbował przekrzyczeć trzaski i krzyki rozbudzonych mieszkańców. Pociągnął mnie na bok, próbując to wszystko przekrzyczeć. - Uciekaj do schronu, dobrze?
- A-ale...
- Nie dyskutuj ze mną, Hana! - uciął natychmiast, a mnie zaskoczyła jego stanowczość. - Bo sam cię zaprowadzę! - zagroził.
Już miałam jakoś zaprotestować, że dam sobie radę i niech wraca pomóc innym, gdy nagle ktoś chwycił mnie za ramię.
- Ja to zrobię za ciebie, Luhan - niski głos dobiegł do moich uszu. To był Kris.
- Kris, nie mam pięciu lat! - fuknęłam zirytowana. - Wiem, którędy mam pójść, żeby tam dotrzeć!
- Wiem o tym, nie krzycz! - zazwyczaj był spokojny, a teraz podenerwowany - Sęk w tym, że ty zawsze robisz po swojemu!
- Nieprawda!
- Nie bądź uparta...
- PADNIJCIE!
Luhan popchnął nas, gdy to się stało. Cała nasza trójka upadła na twardą ziemię, a sufit, pod którym dopiero co staliśmy, zawalił się. Przez kilka sekund panowała cisza, przerywana tylko kaszlem. Huki były coraz głośniejsze, a chaos coraz większy.
- Jak wygląda sytuacja? - zapytał szybko Kris.
- Chen i D.O wkroczyli jako piersi - zaczął gorączkowo opowiadać, a jakby na potwierdzenie jego słów, ziemia zatrzęsła się, a burza z piorunami rozpętała się na całego.
- A gdzie Kai?
- Sprawdza kryjówki - odparł, ale miną miał niezbyt zachwyconą. Nie wróżyło to zbyt dobrze.
- Coś nie tak? - w głosie Krisa wyczułam troskę.
- Zbyt długo go nie ma - Luhan przygryzł wargę. - Martwię się...
- Co z pozostałymi?
Nie słuchałam ich dalej. Byłam przerażona. Kai gdzieś przepadł. Nikt nigdy nas nie atakował, bo nie było to wcale łatwe, a teraz? Co się stało?
Czułam jak grunt nieprzyjemnie drga, ludzie krzyczą...Tego było dla mnie za wiele. Starając się nie wpaść w panikę, uchwyciłam się ramienia Krisa, jakby to miało mnie uchronić przed tym, co właśnie rozgrywało się przed moimi oczami. Sytuacja nie wyglądała zbyt dobrze...
To była wojna. Prawdziwa wojna, której nigdy nie doświadczyłam. Wyobraźcie sobie, że wokół was wszystko wybucha, gruz i odłamki lecą w każdą stronę, dzieci płaczą, a dorośli uciekają, próbując chronić swoich bliskich. Bałam się, że wiele z tych osób straci życie... Przecież to tylko niewinni ludzie! W tym właśnie momencie zdałam sobie sprawę, że wszyscy jesteśmy w niebezpieczeństwie. A co, jeśli Kai'owi coś się stało? Poczułam okropny ucisk w sercu. Co, jeśli ktoś z nas zginie? Wtedy nawet Lay nam nie pomoże. Jego moc nie jest w stanie przywrócić życia martwym...
Z moich okropnych myśli wyrwał mnie gorący podmuch - to chyba Chanyeol dał upust swojej mocy. Uśmiechnęłam się na myśl, że musi być szczęśliwy, długo na to czekał.
- Sprawdzę, co z nim - obiecał Kris. - Jak tylko odprowadzę Hanę do schronu - szczerze? Nie byłam już przeciwna. Wszystko było mi jedno. Ta sytuacja już mnie przerastała.
Luhan pokiwał głową.
- Pośpieszcie się! - ponaglał nas. Chwycił mnie za rękę, zapewne chcąc mi dodać otuchy. - Zobaczymy się po wszystkim, zmykajcie! - uśmiechnął się leciutko, po czym puścił się biegiem w drugą stronę.
Patrzyłam za nim, dopóki nie zniknął mi z oczu. Dlaczego czułam się tak, jakbym widziała go po raz ostatni?
Kris dobrze wiedział, że szybciej by było, gdybyśmy polecieli, ale widząc, jak ataki stają się coraz gwałtowniejsze i silniejsze, droga na piechotę była najrozsądniejszym wyjściem.
- Kris, muszę ci coś powie...
- Nie teraz - ciągnął mnie za sobą, rozglądając się dookoła.
- A właśnie, że teraz! - upierałam się. - To ważne!
Kris zatrzymał się.
- Nie mamy na to czasu! - krzyknął. - Co może być ważniejsze od twojego życia?!
Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Dobrze wiesz, że drzewo życia zapewnia mi ochronę... - odparłam najspokojniej jak tylko mogłam - byłam do niego przywiązana. Pielęgnowałam je i całkiem nieświadomie przelałam w nie część siebie. To dlatego byłam od niego zależna...
- JESZCZE - zaznaczył cicho. - Nie wiesz, co będzie. Kai nie wraca, to zły znak - chyba po raz pierwszy w życiu zobaczyłam w jego oczach strach. Niedobrze...
- Chcesz powiedzieć...że...- bał się, że drzewo zostanie zniszczone. Jeśli tak...już po mnie.
- Nie wiem - pokręcił głową. - Zaraz polecę, by znaleźć Kai'a i sprawdzić kryjówki...
Wbiłam w niego swój wzrok. Był taki dobry. W oczach mieszkańców wciąż uchodził za chłodnego i obojętnego, ale to nie była prawda. Miał wielkie serce.
Kris westchnął cicho, dotykając mojego policzka. Przez sekundę wydawało mi się, że Tao zatrzymał czas, albo chociaż go spowolnił, bo odgłosy walki, słychać było jakby z daleka.
ŚWIST!
Silny podmuch wiatru, rozwiał nam włosy. Sehun...tylko uważaj na siebie. Kątem oka, zauważyłam, że Kris zarejestrował, że niedaleko nas, dzieje się coś niedobrego. Ja niestety miałam inny problem...
Coś we mnie pękło. Ból był tak silny, że mimowolnie wstrzymałam oddech, zaniepokojona, że to już koniec. Jednak nic takiego się nie stało. Przed oczami zobaczyłam tylko zniszczoną część drzewa życia. Drzewa, które miało zapewniać nam i mieszkańcom Exoplanet zdrowe i długie życie. Tysiące złych myśli przeleciało mi przez głowę. Czy teraz...umrę?
- Kris...ja... - wymamrotałam cichutko.
Myślałam o tym, by powiedzieć mu, że ukradłam drugą część drzewa, ale stwierdziłam, że jeśli nie umrę teraz, to z pewnością zrobi to on sam. Wolałam nie ryzykować... Musi tylko wiedzieć, że ktoś wiedział...ktoś odnalazł kryjówkę i zniszczył drzewo... Ale w takim razie...co z drugą częścią? Czy ktoś wdarł się do mojej komnaty?
- Hana, odsuń się!
Ujrzałam tylko jaskrawe światło, które wręcz emanowało złą mocą. Wiedziałam, że było wymierzone prosto we mnie.
Nagle zobaczyłam te wszystkie szczęśliwe wspomnienia i chwile z Exo jak i samym Krisem. To był impuls. Zamiast uniknąć ciosu i pozwolić mu zginąć chroniąc mnie, to ja zasłoniłam swoim ciałem jego, tym samym chroniąc go przed śmiercią.
Trafiło mnie. To była tortura - jakby tysiące niewidzialnych igieł wkłuło mi się we wszystkie możliwe zakamarki ciała. Moje nieme wrzaski bólu, których nikt nie usłyszał ..Trwało to sekundę, może dwie, ale dla mnie to była wieczność. Krzyki Krisa wcale mi tego nie ułatwiały... Miałam wrażenie, jakbym wpadała w jakąś czarną dziurę, z której już nigdy się nie wydostanę.
Siła ataku była tak duża, że i mnie i Krisa, odrzuciło w obie strony. Upadłam na ziemię, czując kawałki gruzu, które z pewnością wbiły mi się w plecy...
- Hana, ty wariatko!
***
Skuliłam się odrobinę, wyrwana z przeszłości. To wszystko...to wszystko wydarzyło się naprawdę. Nie wiedziałam, kiedy to było, ale kiedyś na pewno.
Przeszył mnie ostry ból, jakbym na nowo "przeżywała" własną śmierć. Łzy bez mojego pozwolenia popłynęły mi po policzkach. Nie mogłam ich kontrolować.
Lay próbował się odsunąć, zaniepokojony moją reakcją, ale wtedy wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. Potrzebowałam go. Potrzebowałam kogoś, byle tylko nie być sama. Nie teraz...
- Lay?
- Tak?
Ucisk w gardle był tak nieznośny, jakby niewidzialny pręt, zaciskał mi się na szyi.
- Muszę ci coś powiedzieć...
Ty nie będziesz na mnie zły, prawda?
Analizowałam słowa Chanyeola i nagle zdałam sobie z czegoś sprawę. Zerknęłam na niego.
- Denerwujesz się teraz?
Chanyeol speszył się nieco. Utkwił wzrok w ścianie.
- Dlaczego tak uważasz? - zapytał cicho.
- No bo...jesteś gorący i...- urwałam nagle, słysząc, jak głupio to zabrzmiało, więc zażenowana szybko dodałam: - T-to znaczy...twoje d-dłonie, skóra, temperatura...p-powiedziałeś, że...
Chłopak zerwał się z miejsca do pozycji stojącej. Zazwyczaj rozbawiony, teraz był dziwnie poważny.
- Po prostu już tak mam, arasso? - zerknął mi prosto w oczy, przez co onieśmielona spuściłam wzrok. Powiedziałam coś nie tak? - Nie przejmuj się, tylko wypocznij - na jego usta wpłynął łagodny uśmiech. - Sprawdzę, czy Lay-hyung już wrócił - odniosłam głupie wrażenie, że chce wyjść stąd jak najszybciej.
Wyszedł, zamykając cicho drzwi, a ja znów zostałam sama. Westchnęłam ciężko, ponownie opadając na poduszki.
Nagle zdałam sobie sprawę, że już czuję się lepiej. Gdy tam w restauracji odzyskałam jedno ze wspomnień, wszystko mnie bolało, ale teraz, po rozmowie z Chanyeolem, cały mój ból jakby rozszedł się po kościach. Nie zmieniało to jednak faktu, że wciąż byłam w szoku, a wyrzuty sumienia zdawały się rozlewać po moim sercu jak trucizna.
Niewiele myśląc, odepchnęłam kołdrę, schodząc z łóżka. Szybko jednak pożałowałam swojego postępku, bo zaledwie moje stopy dotknęły ziemi, świat zawirował mi przed oczami. Tylko nie to...
***
Kroczyłam pewnym krokiem jednym z pustych korytarzy. Stukot moich obcasów odbijał się echem po kamiennych ścianach. Weszłam na marmurowe schody na piętro, omal nie potykając się o skraj sukni. Nie śpieszyłam się nigdzie, nie było takiej potrzeby. Chciałam jednie się czegoś dowiedzieć i upewnić...tak na wszelki wypadek.
Gdy dotarłam pod salę, w której to Exo obradowało na temat planety i wszystkich problemów z nią związanych, odpowiedź przyszła szybciej niż myślałam. Drzwi sali były lekko uchylone...
- Gdzie je ukryliście?
- Obie części są w miejscach, w których nikt ich nie znajdzie - odparł pewny siebie Kai.
- Jesteś pewny?
- Nie ma takiej opcji, D.O, nie martw się.
- Nie martwię się o drzewo, przecież wiesz...
- Wiem. Jak my wszyscy...
Szuranie krzesła, szelest pergaminu, skrobanie pióra.
- Jedną część ukryliśmy za tym ogromnym wodospadem, na północy...
- Tam, gdzie Suho odkrył swoją moc, tak?
- Dokładnie tam. Nikt o tym nie wie, oprócz nas wszystkich - odpowiedział. - No i Hany - dodał, jakby po namyśle.
- A co z drugą częścią?
- Suho i Xiumin nieco się posprzeczali, co do miejsca, w którym powinniśmy ją ukryć, ale w końcu to Kris zdecydował - miałam wrażenie, że w jego głosie wyczułam pretensje, ale może tylko mi się wydawało? - Czarna ziemia, w głębokim i ciemnym lesie była idealną kryjówką.
To mi wystarczyło. Popędziłam do swojej komnaty, narzucając na suknię, podróżny płaszcz wraz z drogocenną broszką.
Pogoda była doskonała - wiał delikatny wietrzyk, a to oznaczało, że Sehun był w dobrym nastroju. Musiałam to wykorzystać.
Wydostałam się z zamku tylnym wyjściem. Chciałam uniknąć pytań i ciekawskich spojrzeń, a miałam nadzieję wrócić szybko, zanim ktokolwiek zauważyłby moje zniknięcie. Zwłaszcza starałam się unikać Lay'a, bo ostatnio zrobił się strasznie opiekuńczy wobec mnie i mojego obecnego stanu zdrowia. Zaczynało mnie to trochę irytować, ale gdyby nie on, byłoby gorzej. Chociaż i tak byłam coraz słabsza...nie podobało mi się to tak bardzo, jak mój dzisiejszy sen.
Nie wiedziałam jak to zrobiłam, ale opuściłam wysokie i grube mury bez żadnych przeszkód. Gdy byłam już na tyle daleko, by spokojnie kontynuować wędrówkę, obejrzałam się to tyłu, spoglądając na zamek. Był piękny. Zbudowany z białego kamienia, który iskrzył się delikatnym blaskiem w promieniach słońca. Ochronne mury były mocne i solidne, a i dodatkowe "zaklęcia" Exo powodowały, że twierdza była wręcz nie do zdobycia. Dziedziniec był zawsze schludny, a plac z fontanną, aż się prosił o jedno tęskne spojrzenie w krystaliczną wodę. Różnorodna roślinność i skały dodawały tylko uroku temu widokowi. Drzewo życia, które do niedawna zajmowało te godne miejsce zniknęło, przez co dwór wydawał się nieco opuszczony. Wszyscy widzieli w Exoplanet planetę marzeń. I taką była...
Trzymając w dłoniach jedną z map, którą uprzednio pożyczyłam, przedarłam się przez gęstwiny drzew. Widziałam, że to co robię, było głupie i kompletnie nieodpowiedzialne i Exo pewnie by mnie zabiło, gdyby się dowiedziało, ale to było silniejsze ode mnie. Musiałam.
Starając się pozostać jak najmniej zauważona, poruszałam się w ciszy. Nie miałam za bardzo dobrej orientacji w terenie, ale moje stopy jakby same prowadziły mnie do wyznaczonego sobie celu. Nie wybrałam wodospadu - za nic bym przez niego nie przeszła, a byłam niemal pewna, że bez umiejętności kontrolowania wody przez Suho i mrożenia Xiumina, nie dam sobie rady. Został mi las. Straszny las... Zresztą to nie ja zadecydowałam - mój senny koszmar zrobił to za mnie.
Dasz sobie radę. Jesteś Królową Hana, a Królowa musi być odważna. Tak...nie mogę zawieść moich poddanych.
Droga do lasu była dłuższa niż myślałam. Kręta, prawie wręcz niemożliwa do przejścia. Kris dobrze to przemyślał. Zanim dotarłam do lasu minęła chyba godzina. W tym momencie bardzo zazdrościłam Kai'owi - on nie musiał chodzić pieszo, teleportacja bardzo mu ułatwiała życie...
Bałam się tam wejść. Rzadko kto do niego wchodził. Mówiono, że wejść do niego, to nie lada wyzwanie, bo nie wszyscy wracają z niego z powrotem. Okazało się to zwykłą bujdą. Po prostu zwykła bajka na dobranoc dla niegrzecznych dzieci.
Zmęczona i spocona, weszłam do lasu. Zawsze słyszałam o nim tylko z opowieści i tak naprawdę nie był wcale taki straszny. No może troszkę...
Natychmiast przystąpiłam do poszukiwań. Musiałam się pośpieszyć, jeśli chciałam wrócić przed zachodem słońca. Rozejrzałam się dookoła, jakbym szukała jakiejś wskazówki...czegoś, co wskaże mi miejsce, zakopania drzewa życia. A właściwie jego połówki.
Zamknęłam oczy, próbując przypomnieć sobie dzisiejszy sen.
Wyraźnie widziałam ciemną ziemię, a pod nią oklapnięte, ale wciąż żywe drzewo. Cierpiało tak jak ja, ale wciąż jednak istniało. Widziałam samą siebie, która odkopuje je własnymi rękoma i zabiera ze sobą, do zamku, by następnie schować je w swojej komnacie.
To nie był oczywiście cały sen, to była zaledwie ta całkiem dobra część. Najgorsza jednak była ta, że ktoś zupełnie obcy niszczy obie połowy, a Exoplanet przestaje od tak po prostu istnieć...Nie mogłam do tego dopuścić.
Otworzyłam oczy, wlepiając wzrok w ziemię. Już wiedziałam, gdzie szukać.
Kierowana instynktem, przykucnęłam i zaczęłam kopać. Miałam wrażenie, że gleba jakby sama do mnie mówi: "To tutaj", "Kop dalej, Hana". Zrobiłam tak, jak mi kazała.
Nie wiem, ile razy drasnęłam ziemię małą, niczym dziecięcą łopatką, ale szybko opadłam z sił. Nie poddawałam się. Oddychałam ciężko, czując ból w piersiach, otarłam pot z czoła, ale pracowałam dalej.
Po kwadransie, znalazłam to, czego szukałam. Odrzuciłam łopatkę, po czym schyliłam się i z trudem odkopałam rękami połowę drzewa życia. Wciąż świeciło dawnym blaskiem, ale nie tak bardzo, jak kiedyś. Było tak kruche, że bałam się, że zaraz rozsypie mi się w dłoniach. I było o wiele mniejsze, niż je zapamiętałam - tak jakby zło, które powoli opanowywało naszą planetę sprawiało, że po prostu się kurczyło.
"Przełożyłam" ziemię na jej prawowite miejsce, po czym chowając połowę drzewa życia, wróciłam z powrotem do zamku.
Powinnam od razu powiedzieć Exo, co zrobiłam, ale coś kazało mi zatrzymać to dla siebie. Nie wiedziałam, dlaczego to zrobiłam. Jakiś wewnętrzny głos mówił mi, że moje działanie nie przyniesie żadnych strat czy szkód, a wręcz przyda się w przyszłości. Miałam nadzieję, że moja intuicja mówiła prawdę...
****
Przewróciłam się, uderzając głową o szafkę nocną. Jęknęłam z bólu, a czarne mroczki pojawiły mi się przed oczami. Chwyciłam się za rozbite miejsce, z przerażeniem wyczuwając ciepłą i lepką substancję. Mimowolnie łzy napłynęły mi do oczu. Zmusiłam się do siadu, gdy drzwi ponownie się otworzyły.
Tym razem był to Lay. Wytrzeszczył oczy przestraszony, zastanawiając się pewnie, co ja robię na tej podłodze. Ale to było teraz najmniej ważne...bo chyba właśnie coś zrozumiałam.
- Lay? - wydyszałam, zaszokowana własnym odkryciem. - Czy obie części drzewa zostały zniszczone?! - nagle wszystko nabrało jakiegoś sensu.
Chłopak nie spodziewał się takiego pytania z moich ust. Patrzył na mnie rozkojarzony i całkowicie zaskoczony, że cokolwiek pamiętam. Musiałam wiedzieć, co się właściwie wtedy stało. Teraz!
- Prawdopodobnie tak - spuścił głowę. - Nie wiemy, jak do tego doszło, przepraszamy cię... - było widać, że mu przykro.
- Nie przepraszaj mnie - pokręciłam głową. - To nie jest ważne...
Lay podniósł głowę. Jego twarz, zawsze łagodnie uśmiechnięta, momentalnie przybrała cierpiący wyraz.
- Jak to nie jest ważne?! - zapytał wstrząśnięty. - Hana, ty zdajesz sobie sprawę, że ty zginęłaś?!
Silny ból z tyłu głowy, sprawiał, że ciężko było mi zebrać wszystko w jedną całość. Jego słowa docierały do mnie jakby z daleka, bałam się, że zaraz odlecę i możliwość podpytania go o przeszłość, zniknie. Skrzywiłam się z bólu.
Lay myśląc, że wciąż to przeżywam, przykucnął przy mnie i po prostu mnie przytulił. Nie protestowałam. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową, po czym wydukałam:
- Chyba...rozwaliłam sobie głowę...
Ten od razu zrozumiał aluzję. Poczułam jego delikatny dotyk w tamtym miejscu, a następnie kojące ciepełko, które zdawało się przenikać przez ranę. Trochę popiekło niczym skaleczenie oblane woda utlenioną, ale szybko przestało - rana zniknęła.
- Trzeba było mi powiedzieć od razu - usłyszałam jego cichy szept tuż przy uchu. - Nigdy bym ci nie odmówił - nagle moje serce przyśpieszyło, bo poczułam jak jego usta lekko musnęły moją skroń.
Lay co ty robisz? Nie rozumiałam jego postępowania. To był miły i opiekuńczy gest jego strony...Nie mogłam powiedzieć, że mi się nie podobał, ale jednak... Wydawało mi się, że już kiedyś go doświadczyłam...
Czułam, że przeszłość skrywa więcej tajemnic...Tajemnic, o których nie mam nawet zielonego pojęcia...
***
Obudził mnie przerażający huk. Natychmiast rozbudzona, podniosłam się na łokciach, zerkając w okno. Żołądek podjechał mi do gardła ze strachu. Cisnęłam w bok książkę, nad którą zasnęłam, po czym podbiegłam do okna. To, co zobaczyłam, sprawiło, że najgorsze scenariusze pojawiły mi się przed oczami. Wybiegłam z komnaty.
W ciężkich, dębowych drzwiach, prawie wpadłam na Luhana. Przestraszyłam się nie jego samego, ale tego jak wyglądał - ubrudzony kurzem i spocony. Kilka drobnych ranek widniało na jego skroni.
- Właśnie po ciebie szedłem...
- Co się dzieje? - zawołałam, przerywając mu. - Zaatakowano nas?
- Tak! - próbował przekrzyczeć trzaski i krzyki rozbudzonych mieszkańców. Pociągnął mnie na bok, próbując to wszystko przekrzyczeć. - Uciekaj do schronu, dobrze?
- A-ale...
- Nie dyskutuj ze mną, Hana! - uciął natychmiast, a mnie zaskoczyła jego stanowczość. - Bo sam cię zaprowadzę! - zagroził.
Już miałam jakoś zaprotestować, że dam sobie radę i niech wraca pomóc innym, gdy nagle ktoś chwycił mnie za ramię.
- Ja to zrobię za ciebie, Luhan - niski głos dobiegł do moich uszu. To był Kris.
- Kris, nie mam pięciu lat! - fuknęłam zirytowana. - Wiem, którędy mam pójść, żeby tam dotrzeć!
- Wiem o tym, nie krzycz! - zazwyczaj był spokojny, a teraz podenerwowany - Sęk w tym, że ty zawsze robisz po swojemu!
- Nieprawda!
- Nie bądź uparta...
- PADNIJCIE!
Luhan popchnął nas, gdy to się stało. Cała nasza trójka upadła na twardą ziemię, a sufit, pod którym dopiero co staliśmy, zawalił się. Przez kilka sekund panowała cisza, przerywana tylko kaszlem. Huki były coraz głośniejsze, a chaos coraz większy.
- Jak wygląda sytuacja? - zapytał szybko Kris.
- Chen i D.O wkroczyli jako piersi - zaczął gorączkowo opowiadać, a jakby na potwierdzenie jego słów, ziemia zatrzęsła się, a burza z piorunami rozpętała się na całego.
- A gdzie Kai?
- Sprawdza kryjówki - odparł, ale miną miał niezbyt zachwyconą. Nie wróżyło to zbyt dobrze.
- Coś nie tak? - w głosie Krisa wyczułam troskę.
- Zbyt długo go nie ma - Luhan przygryzł wargę. - Martwię się...
- Co z pozostałymi?
Nie słuchałam ich dalej. Byłam przerażona. Kai gdzieś przepadł. Nikt nigdy nas nie atakował, bo nie było to wcale łatwe, a teraz? Co się stało?
Czułam jak grunt nieprzyjemnie drga, ludzie krzyczą...Tego było dla mnie za wiele. Starając się nie wpaść w panikę, uchwyciłam się ramienia Krisa, jakby to miało mnie uchronić przed tym, co właśnie rozgrywało się przed moimi oczami. Sytuacja nie wyglądała zbyt dobrze...
To była wojna. Prawdziwa wojna, której nigdy nie doświadczyłam. Wyobraźcie sobie, że wokół was wszystko wybucha, gruz i odłamki lecą w każdą stronę, dzieci płaczą, a dorośli uciekają, próbując chronić swoich bliskich. Bałam się, że wiele z tych osób straci życie... Przecież to tylko niewinni ludzie! W tym właśnie momencie zdałam sobie sprawę, że wszyscy jesteśmy w niebezpieczeństwie. A co, jeśli Kai'owi coś się stało? Poczułam okropny ucisk w sercu. Co, jeśli ktoś z nas zginie? Wtedy nawet Lay nam nie pomoże. Jego moc nie jest w stanie przywrócić życia martwym...
Z moich okropnych myśli wyrwał mnie gorący podmuch - to chyba Chanyeol dał upust swojej mocy. Uśmiechnęłam się na myśl, że musi być szczęśliwy, długo na to czekał.
- Sprawdzę, co z nim - obiecał Kris. - Jak tylko odprowadzę Hanę do schronu - szczerze? Nie byłam już przeciwna. Wszystko było mi jedno. Ta sytuacja już mnie przerastała.
Luhan pokiwał głową.
- Pośpieszcie się! - ponaglał nas. Chwycił mnie za rękę, zapewne chcąc mi dodać otuchy. - Zobaczymy się po wszystkim, zmykajcie! - uśmiechnął się leciutko, po czym puścił się biegiem w drugą stronę.
Patrzyłam za nim, dopóki nie zniknął mi z oczu. Dlaczego czułam się tak, jakbym widziała go po raz ostatni?
Kris dobrze wiedział, że szybciej by było, gdybyśmy polecieli, ale widząc, jak ataki stają się coraz gwałtowniejsze i silniejsze, droga na piechotę była najrozsądniejszym wyjściem.
- Kris, muszę ci coś powie...
- Nie teraz - ciągnął mnie za sobą, rozglądając się dookoła.
- A właśnie, że teraz! - upierałam się. - To ważne!
Kris zatrzymał się.
- Nie mamy na to czasu! - krzyknął. - Co może być ważniejsze od twojego życia?!
Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Dobrze wiesz, że drzewo życia zapewnia mi ochronę... - odparłam najspokojniej jak tylko mogłam - byłam do niego przywiązana. Pielęgnowałam je i całkiem nieświadomie przelałam w nie część siebie. To dlatego byłam od niego zależna...
- JESZCZE - zaznaczył cicho. - Nie wiesz, co będzie. Kai nie wraca, to zły znak - chyba po raz pierwszy w życiu zobaczyłam w jego oczach strach. Niedobrze...
- Chcesz powiedzieć...że...- bał się, że drzewo zostanie zniszczone. Jeśli tak...już po mnie.
- Nie wiem - pokręcił głową. - Zaraz polecę, by znaleźć Kai'a i sprawdzić kryjówki...
Wbiłam w niego swój wzrok. Był taki dobry. W oczach mieszkańców wciąż uchodził za chłodnego i obojętnego, ale to nie była prawda. Miał wielkie serce.
Kris westchnął cicho, dotykając mojego policzka. Przez sekundę wydawało mi się, że Tao zatrzymał czas, albo chociaż go spowolnił, bo odgłosy walki, słychać było jakby z daleka.
ŚWIST!
Silny podmuch wiatru, rozwiał nam włosy. Sehun...tylko uważaj na siebie. Kątem oka, zauważyłam, że Kris zarejestrował, że niedaleko nas, dzieje się coś niedobrego. Ja niestety miałam inny problem...
Coś we mnie pękło. Ból był tak silny, że mimowolnie wstrzymałam oddech, zaniepokojona, że to już koniec. Jednak nic takiego się nie stało. Przed oczami zobaczyłam tylko zniszczoną część drzewa życia. Drzewa, które miało zapewniać nam i mieszkańcom Exoplanet zdrowe i długie życie. Tysiące złych myśli przeleciało mi przez głowę. Czy teraz...umrę?
- Kris...ja... - wymamrotałam cichutko.
Myślałam o tym, by powiedzieć mu, że ukradłam drugą część drzewa, ale stwierdziłam, że jeśli nie umrę teraz, to z pewnością zrobi to on sam. Wolałam nie ryzykować... Musi tylko wiedzieć, że ktoś wiedział...ktoś odnalazł kryjówkę i zniszczył drzewo... Ale w takim razie...co z drugą częścią? Czy ktoś wdarł się do mojej komnaty?
- Hana, odsuń się!
Ujrzałam tylko jaskrawe światło, które wręcz emanowało złą mocą. Wiedziałam, że było wymierzone prosto we mnie.
Nagle zobaczyłam te wszystkie szczęśliwe wspomnienia i chwile z Exo jak i samym Krisem. To był impuls. Zamiast uniknąć ciosu i pozwolić mu zginąć chroniąc mnie, to ja zasłoniłam swoim ciałem jego, tym samym chroniąc go przed śmiercią.
Trafiło mnie. To była tortura - jakby tysiące niewidzialnych igieł wkłuło mi się we wszystkie możliwe zakamarki ciała. Moje nieme wrzaski bólu, których nikt nie usłyszał ..Trwało to sekundę, może dwie, ale dla mnie to była wieczność. Krzyki Krisa wcale mi tego nie ułatwiały... Miałam wrażenie, jakbym wpadała w jakąś czarną dziurę, z której już nigdy się nie wydostanę.
Siła ataku była tak duża, że i mnie i Krisa, odrzuciło w obie strony. Upadłam na ziemię, czując kawałki gruzu, które z pewnością wbiły mi się w plecy...
- Hana, ty wariatko!
***
Skuliłam się odrobinę, wyrwana z przeszłości. To wszystko...to wszystko wydarzyło się naprawdę. Nie wiedziałam, kiedy to było, ale kiedyś na pewno.
Przeszył mnie ostry ból, jakbym na nowo "przeżywała" własną śmierć. Łzy bez mojego pozwolenia popłynęły mi po policzkach. Nie mogłam ich kontrolować.
Lay próbował się odsunąć, zaniepokojony moją reakcją, ale wtedy wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. Potrzebowałam go. Potrzebowałam kogoś, byle tylko nie być sama. Nie teraz...
- Lay?
- Tak?
Ucisk w gardle był tak nieznośny, jakby niewidzialny pręt, zaciskał mi się na szyi.
- Muszę ci coś powiedzieć...
Ty nie będziesz na mnie zły, prawda?
Bardzo dobry rozdział, trzyma w napięciu.;3
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny ♥
Pierwsza reakcja: Omo O.o
OdpowiedzUsuńDobrze, a teraz wszystko po kolei rozpiszę. Niby wspomnienia zaczynają wracać, elementy układanki jakby chciały powrócić na swoje prawowite miejsce, ale nie mogły. Nadal powstaje dużo pytań pomimo, że tajemnice zaczynają powoli wychodzić na jaw. Chociaż nie wszystkie pytania nadal pokrywają się z odpowiedziami. I przez to mam jeszcze większy mętlik w głowie. Bardzo spodobała mi się jej rozmowa Hany z ChanYeolem. To była taka odskocznia od tej całej napiętej sytuacji. Nie wspominając już o tym, że ostatnio znów wróciła do mnie "mania" (jeśli tak to mogę nazwać) na puncie ChanYeola, więc masz za to duży plus, że dodałaś go akurat do tego rozdziału :) Mam nadzieję, że napiszesz szybko kolejny rozdział.
W następnym rozdziale pojawią się odpowiedzi na pytania, które wciąż pozostają pod znakiem zapytania ;] Zamierzam wiele wyjaśnić, by sytuacja mogła się rozwinąć w innym kierunku.
OdpowiedzUsuńPostaram się szybciej dodać kolejny rozdział, dziękuję :*
Świetny rozdział. Jestem strasznie ciekawa, jak to wszystko się potoczy.
OdpowiedzUsuńStworzyłaś bardzo ciekawą fabułę i do tego świetnie to wszystko opisujesz
Hwaitin! :)
Za każdym razem, kiedy czytam wspomnienia Hany czuję wewnętrzny strach. Widoku walki, boję się równie bardzo co ona, a co gorsza, gdy uczestniczy w niej Exo. W momencie, kiedy przed oczami staje mi każdy z nich, używający swoich mocy, mam ciarki na plecach. I to okropne uczucie, żeby żadnego z nich nie stracić.
OdpowiedzUsuńNaprawdę dobrze wyszły Ci opisy tych scen, skoro nawet Kaia mi szkoda xD
Poza tym, przypomniałaś mi jak bardzo lubię fantastykę i władanie mocami wszelkiej maści~ Czyta się to, z takim przyjemnym dreszczykiem na karku ;)
no wreszcie! tak bardzo piękny rozdział! :D wreszcie dowiedziałam się czemu jednak EXO żyją, znaczy z moich przypuszczeń ;p Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ;))
OdpowiedzUsuńCzy tylko ja czuję taki niepokój? Ciągle mam wrażenie, że zaraz coś wybuchnie... No i wybuchło.
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział, czekam na next :)
Daebak ! <3
OdpowiedzUsuńKocham to ! <3
Świetny rozdział! :D
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział. Dziękuje za Chanyeola
OdpowiedzUsuńNie ma za co :)
UsuńO mamo! oO No to widzę, że nieźle się działo. Już wiadomo więcej co do śmierci Hany, i gdzie zostało pochowane drzewo. I mam małe domysły, że oni żyją i mają moce, ponieważ ren drugi kawałek kory który schowała w garderobie ocalał. Jednak nadal gryzie mnie pytanie, o co chodzi ze śmiercią Hany. Skoro umarła to dlaczego niby ee żyje? XD (Jeśli to już zostało wyjaśnione, to albo mam słabą pamięć, albo mój mózg jest strasznie leniwy ;.;) No cóż może wyjaśni się to w kolejnym rozdziale? ;D Biedna Hana, niby wie więcej, ale nadal ma mętlik w głowie. Jak i zapewne czytelnicy ke ke. Mega jest to opowiadanie i z przyjemnością mi się czyta ponieważ pierwszy raz czytam opowiadanie o EXO w którym są tajemnice i wpleciona historia ich mocy itp. Nie wiem czemu, ale odnoszę wrażenie, jakby niektórzy z Exo byli zakochani w Hanie i próbowali jakby zdobyć jej serce. oO Nie wiem czy już to pisałam i czy czasem się nie powtórzę ale.. Serio podziwiam podziwiam i jeszcze raz podziwiam, że Ty to wszystko ogarniasz! oO Pozdrawiam i obfitej weny na kolejny rozdział. ^^
OdpowiedzUsuńNie masz słabej pamięci, nie martw się :D Wszystko zostanie wyjaśnione w następnym rozdziale :)
UsuńDzięki :* Twoje dłuuugie komentarze naprawdę wiele dla mnie znaczą, dziękuję :*
Genialny rozdział :) z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :D ja chyba jestem już uzależniona od tego opowiadania :-P Życzę dużo weny..
OdpowiedzUsuńepickie! *____________* tak jak i każdy inny rozdział ;D Czekam na ciąg dalszy i mam nadzieję, że wkrótce się pojawi ^^
OdpowiedzUsuńomoo *_* super... już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału .. mam nadzieję że będzie tak ciekawy jak ten ^^ ..
OdpowiedzUsuńsamolubna ja domaga się ciągu dalszego
OdpowiedzUsuńJuż niedługo :*
UsuńNominowałam Cię do nagrody Liebster Award - szczegóły na moim blogu ^^
OdpowiedzUsuńKIEDY BĘDZIE NOWY ROZDZIAŁ?
OdpowiedzUsuńjuż nie mogę czekać XDD
ja też nie mogę dłużej czekać
UsuńJeszcze troszkę ^_^
UsuńNie chcę już dłużej czekac
UsuńPrzepraszam :*
UsuńLada dzień pojawi się nowy rozdział ^_^
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCo to za usuwanie? ;p
UsuńDziwnie jest czytać swoje dawne komentarze. Wiem że nie muszę, ale i tak to robię z ciekawości po przeczytaniu każdego rozdziału. Mam wrażenie, że w 2013 byłam bardziej elokwentna niż obecnie XD
OdpowiedzUsuńCzasami fajnie tak wrócić do przeszłości i poczytać, co się pisało :D
Usuń